Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X X
Cytat z nagłówka pochodzi z utworu "Violet Hill" zespołu Coldplay.

30.7.15

05. ~ "Ciągle kłamał"



– Skąd masz te blizny? – pytam z szczerej ciekawości, przejeżdżając palcem po jego torsie. Czuję jak się spina, ale po chwili namysłu odpowiada:
– Są… jeszcze z czasów, kiedy mieszkałem z rodzicami. No wiesz… łażenie po drzewach i… różne podobne rzeczy odpowiednie dla osób w tym wieku…
Podejrzewam, że nie jest to do końca prawda, ale nic więcej nie mówię. Zamiast tego rozglądam się jeszcze raz po pokoju szatyna. Teraz – wiedząc, kto jest ich autorem – patrzę na fotografie pod zupełnie innym kątem i o dziwo, w tej chwili wyglądają na jeszcze piękniejsze.
Tego wieczoru, szatyn stwierdził, że będzie lepiej jeśli od razu położymy się razem. Bez sensu jest przenoszenie się jednego z nas w środku nocy.
– Masz te koszmary codziennie? – pyta po chwili.
– Prawie codziennie – odpowiadam, pomijając fakt, że te obrazy, nie prześladują mnie tylko wtedy, kiedy jestem na haju.
Szatyn by tego nie zaakceptował. Może i wyjechał, a teraz jego życie wygląda inaczej, ale nie zapominam o tym, że mieszkał w domu Verdasów przez osiemnaście lat swojego życia. Zarówno oni, jak i moi rodzice gardzą wszelkimi używkami. Nie akceptują nawet upicia się, a co dopiero narkotyków.
Nie rozumieją, że to był jedyny sposób. Oni przeżyli swoją żałobę i poszli dalej – ja nie mogę tego zrobić. Nie potrafię udawać, że to nie przeze mnie Dean stracił życie.
– Violetta, Dean umarł dwa lata temu. Musisz w końcu zostawić to za sobą.
Kręcę głową. 
Nie chcę o tym rozmawiać i wiem, że Leon domyśla się tego po mojej minie, ale mimo to mówi dalej:
– Słuchaj mnie też jest ciężko – to był mój młodszy brat, ale co się stało, to się nie odstanie. Nic, co teraz zrobisz, nie przywróci mu życia. Nie możesz ciągle żyć tymi wydarzeniami, bo to cię zniszczy.
Podnoszę się do pozycji siedzącej.
– Nic nie rozumiesz – rzucam.
Po chwili on również siada, ale zanim powie cokolwiek, ja kontynuuję swoją wypowiedź.
– Nie było cię przez jedenaście lat jego życia. Nie miałeś pojęcia, jaki był. Ja spędzałam z nim każdy dzień, a czasem nawet noce. Zwierzaliśmy się sobie. Znaliśmy wszystkie swoje tajemnice, a on odszedł przeze mnie – mówię szybko.
Przestaję powstrzymywać płacz i po chwili na policzkach czuję słone łzy.
– Violu, to nie ty kierowałaś tym samochodem…
– To nie ma znaczenia – przerywam mu.
Wstaję z jego łóżka i kieruję się do drzwi.
– Violetta! – słyszę za sobą, ale mimo to idę dalej.
Zamykam się w swoim pokoju i zsuwam na podłogę. Po chwili słyszę pukanie w drzwi i głos Leona, ale tylko potrząsam głową. Wiem, że tego nie widzi, ale w tej chwili nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa.
Chcę zostać sama i liczę na to, że on to uszanuje.
Verdas ostatnim razem widział Dean'a, kiedy mieliśmy po siedem lat. Nie ma pojęcia jaki był przed śmiercią. Pożegnał się z nim trzynaście lat temu. Nie ma znaczenia to czy żyje, czy nie, bo szatyn już i tak od dawna nie uczestniczył w jego życiu.
Dla mnie był najważniejszą osobą. Kimś za kim tęskniłam, kiedy nie widziałam go kilka godzin. A co dopiero przez resztę życia.

O szóstej rano wychodzę z łóżka i kieruję się do kuchni. Uznaję, że skoro nie udało mi się zmrużyć oka przez całą noc, to teraz tym bardziej.
Robię sobie kawę, po czym siadam przy wyspie kuchennej i biorę dużego łyka. Sięgam po gazetę i kontynuuję poszukiwania pracy, kiedy słyszę dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Przechylam się na stołku, ale stąd nie widać wejścia. Wracam więc do poprzedniego zajęcia i czekam, aż tajemnicza osoba sama się ujawni.
Na moje nieszczęście jest to Leon. 
Na mój widok staje w progu lekko zdziwiony, a ja wykorzystuję tę chwilę, żeby mu się przyjrzeć. Jest ubrany w dres, a na ramieniu ma torbę z aparatem. Od razu zaczynam się zastanawiać, gdzie był. Nie zapytam go jednak to. Nie chcę udawać, że wczoraj nic się nie stało.
Szatyn po chwili bez słowa podchodzi do blatu i robi sobie kawę.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak niezręcznie w jego obecności. Nawet wtedy, kiedy wraz z Dean'em postanowiliśmy zapytać nastoletniego Verdasa, co to stanik, a on wytłumaczył nam to stanowczo zbyt dokładnie. Dean się śmiał, ale ja – jako jedyna dziewczyna w towarzystwie – siedziałam cicho i strasznie się wstydziłam. 
Wczoraj byłam dla niego za ostra. W złości powiedziałam coś, czego normalnie w życiu bym nie przyznała i żałuję tego. W końcu nie znam powodu wyjazdu szatyna. Może był taki poważny, że wizja zostawienia brata nie wydawała się taka zła.
Ale z drugiej strony. To, co powiedziałam, było prawdą. Do wczorajszego wieczoru, nie byłam świadoma tego, jaka jestem na niego zła. Nie dlatego, że wczoraj się wymądrzał – dlatego, że nas zostawił. A teraz nawet nie chce powiedzieć dlaczego.
Mimo wszystko, wiem, że powinnam go przeprosić. Leon nie jest potworem. Jestem pewna tego, że sam jest – albo chociaż był – zły na siebie za to, że zostawił Dean'a. Wczoraj tylko go dobiłam.
– Przepraszam – mówię, kiedy wciąż stoi przy blacie, odwrócony do mnie plecami.
Opiera się o mebel, wciąż na mnie nie patrząc, a ja kontynuuję:
– Nie powinnam cię oceniać. Przecież nie zostawiłbyś Dean'a bez powodu…
– Nie zerwałem kontaktu z Dean'em – przerywa mi.
Podnoszę głowę i patrzę na niego zdziwiona. Co?
Powoli odwraca się do mnie i podchodzi bliżej. Przez chwilę się nad czymś zastanawia, po czym patrzy w moje oczy i mówi:
– Znaczy… zerwałem, ale parę lat później… Dean miał chyba z czternaście lat… Skontaktowałem się z nim i… – Widzę, że sam gubi się w swoich słowach, ale nic nie mówię. Jestem zbyt zszokowana tym, co słyszę.
To niemożliwe. Dean nie ukrywałby przede mną czegoś tak ważnego przez cztery lata. Przecież mówiliśmy sobie o wszystkim.
– Skontaktowałem się z nim, żeby się upewnić, że… w domu wszystko okej – wyjaśnia, a ja jestem taka przejęta, że nawet nie zwracam uwagi na to, iż nazwał posiadłość Verdasów domem. – Później… tak jakoś wyszło.
Siedzę w ciszy i przetrawiam jego słowa. Mówiłam Dean'owi o wszystkim. O każdej sprzeczce rodziców; o typowo dziewczęcych problemach, o których większość nastolatek rozmawia z mamą. Dzieliłam się z nim najskrytszymi tajemnicami, a on nie powiedział mi o tak ważnej rzeczy.
– Chciał ci powiedzieć – mówi, jakby czytał mi w myślach. – Ale mu zakazałem.
Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami.
– Dlaczego? – wyduszam z siebie w końcu.
Wzdycha głośno i spuszcza wzrok. 
– Na początku nie miałem zamiaru utrzymywać z nim kontaktu. Nie chciałem… mieć jakiekolwiek styczności z tamtym życiem, ale tak jakoś wyszło i… Dean był wyjątkiem, a i tak z czasem starałem się ograniczyć nasz kontakt.
Wpatruję się w niego i próbuję to wszystko przetrawić. Przez te wszystkie lata, kiedy ja próbowałam dowiedzieć się czegoś o wyjeździe Leona, Dean wszystko wiedział i tylko udawał, że chce mi pomóc.
– Wiedział dlaczego wyjechałeś? Gdzie mieszkasz? Co robisz?
Kiwa głową, a ja wstaję ze stołka.
– Co robisz?
Kieruję się w stronę korytarza i tuż przed wyjściem z kuchni, nie odwracając się do niego, rzucam:
– Muszę pomyśleć. Sama.
Nie czekając na odpowiedź, opuszczam pomieszczenie i zamykam się w swoim pokoju. Nie wierzę, że przez jakieś cztery lata Dean mnie okłamywał. 
Na całym świecie nie było osoby, której bardziej bym ufała. Był moim najlepszym przyjacielem; moim chłopakiem.
A w rzeczywistości ciągle kłamał.
Komu mam teraz zaufać, skoro nawet jemu nie mogłam?

Kiedy po południu wracam do domu, w salonie zastaję Francescę. Siedzi na kanapie i zapewne czeka na powrót Diego, który jest w pracy. Na mój widok, od razu wstaje i wita mnie uściskiem, po czym prowadzi na kanapę.
– Czekasz na Diego?
– Nie, na ciebie – odpowiada, wywołując moje zaskoczenie. Czemu miałaby na mnie czekać?
– Na mnie?
– Zgadnij, kto ma nową pracę.
Patrzę na nią szeroko otwartymi oczami. Nie zrobiła tego. Przesłyszałam się.
– Załatwiłam ci pracę!
Na mojej twarzy widnieje jednocześnie zaskoczenie, radość i niepewność. Jak ona to zrobiła? I dlaczego? Nie prosiłam jej o to, żeby pomogła mi w szukaniu pracy, a co dopiero w załatwianiu zatrudnienia. Nie wiem, skąd biorą się tacy ludzie, ale nie mam wątpliwości, co do tego, że mam u Włoszki ogromny dług wdzięczności.
– Sklep z ciuchami, trzydzieści minut drogi stąd – mówi. – Z pewnością nie jest to szczyt twoich marzeń, ale pensja nie najgorsza. Do tego masz blisko i będziemy mogły pracować razem.
Zanim zdąży cokolwiek jeszcze powiedzieć, rzucam się jej na szyję, dziękując. Będę jej za to wdzięczna do końca życia.
Po paru minutach rozmowy, zaczynam się jednak nerwowo rozglądać po mieszkaniu.
– Leon jest w domu?
Od porannej rozmowy skutecznie go unikam. Czemu? Nie mam pojęcia, co miałabym mu powiedzieć. Fajnie, że kontaktowałeś się z Dean'em. Szkoda tylko, że zmuszałeś go do okłamywania mnie i nawet nie chcesz podać powodu.
– Nie, wyszedł gdzieś ze swoją dziewczyną.
Oddycham z ulgą, co niestety nie umyka uwadze Francesci.
– Coś się stało? – pyta zaniepokojona. – Pokłóciliście się?
Od razu kręcę głową.
– Nie, nie. Skąd. Pytam… z ciekawości.
Wiem, że mi nie wierzy – widzę to po jej minie. Brunetka jednak postanawia tego nie komentować i już po chwili uśmiecha i wstaje z kanapy.
– Chodź.
– Gdzie? – zadaję pytanie zaciekawiona.
– Najpierw moja szefowa chciałaby z tobą jeszcze porozmawiać, a potem pójdziemy na lody świętować.

Po prawie dwóch godzinach okazuje się, że pozornie nieszkodliwe lody, zamieniły się w posiłek składający się z hot dog'ów i dużego deseru lodowego. Chcąc pozbyć się wyrzutów sumienia, przed powrotem do domu, udajemy się na spacer do parku.
Zadziwiające jest to, jak małą część Chicago zobaczyłam, będąc tutaj już tyle czasu. Żałuję, że wcześniej skupiłam się tylko na lokalach, w których miałam szansę porządnie się upić.
– Dobrze znałaś Leona w dzieciństwie? – zagaduje Fran. Zapewne nie ma pojęcia, że Verdas jest ostatnim tematem, jaki chcę poruszać.
Wzruszam ramionami.
– Nasi rodzice się przyjaźnią, byliśmy sąsiadami. Wyjechał, kiedy miała siedem lat, więc trudno mi powiedzieć – mówię. – Zawsze był dla mnie kimś w rodzaju starszego brata.
Kiwa głową na znak, że rozumie.
– Leon nigdy nie mówi o swoich rodzicach. Parę razy wspominał tylko o młodszym bracie. Znałaś go, tak?
Przytakuję.
– Spotykaliśmy się.
– Ah. – Na jej twarzy wykwita uśmiech, ale już po chwili znika. – Przykro mi.
Kiwam głową, dając jej do zrozumienia, że nie chcę o tym rozmawiać. Brunetka natychmiast zmienia temat.
Chwilę później wiem już, że przeprowadziła się z rodzicami z Włoszech do Chicago, kiedy miała czternaście lat. Z Diego spotyka się od kilku miesięcy – poznali się, kiedy z koleżankami jadła kolację w restauracji, w której pracuje brunet.
– Chłopacy potrafią być bardzo pomocni i tak dalej, ale czasem są tacy dziecin… – przerywa, a ja od razu na nią spoglądam.
Włoszka przystaje i patrzy przed siebie z szerokim uśmiechem. Również kieruję swoje spojrzenie w tamtą stronę i moim oczom ukazuje się Leon wraz z blondynką, którą miałam okazję zobaczyć już wcześniej. Trzymają się za ręce i śmieją z czegoś, zmierzając w naszą stronę. 
Najwyraźniej szatyn nas nie widzi – byłaby to świetna okazja do ucieczki, gdyby nie to, że w momencie, w którym już szykuję się do skręcenia, Francesca krzyczy, zwracając na nas ich uwagę:
– No proszę, kogo my tu mamy!
Leon gwałtownie podnosi głowę i od razu wyczytuję z jego twarzy, że gdyby zobaczyłby Francescę wcześniej, skręciłby.
Patrzy na nią błagalnym wzrokiem, ale ona ignoruję go i ciągnie mnie bliżej nich.
– Leoś, nie przedstawisz nas koleżance? – pyta śmiało, a ja spuszczam wzrok. Naprawdę polubiłam Fran, ale w tej chwili mam ochotę ją udusić.
Kiedy kątem oka dostrzegam minę Verdasa, uświadamiam sobie, że on też. 
Wzdycha głośno, po czym niechętnie nas sobie przedstawia.
Blondynka szczerze się uśmiecha. Wygląda sympatycznie, ale mimo to nie chcę tu stać. Unikanie nie polega na zapoznawaniu się z dziewczyną unikanej osoby. Dlatego, zanim jeszcze zagłębiamy się w ciekawszą rozmowę, rzucam:
– Przepraszam, gorzej się czuję. Lepiej wrócę do domu.
– Odprowadzić cię? – pyta od razu zaniepokojony Verdas.
Patrzę na niego wzrokiem, którym chcę mu przekazać: Tak, Leon, to wymówka, żeby odejść od ciebie jak najdalej, ale proszę – odprowadź mnie, po czym kręcę głową i odchodzę. Jak najdalej i jak najszybciej.

~*~

Wracam do Was z piątką ;> Wiem, nie jeste zachwycająca, ale chyba nie, aż taka najgorsza :D.
Leoś i Fiolka skłóceni. Fiolka "znajduje" pracę. Leoś ujawnia, że przez jakieś cztery lata kontaktował się z bratem. Dzień, jak co dzień ;D. W sumie to ten rozdział wydaje mi się jakiś nudny ;--; XD.
Nanana, zgadnijcie kto za dwa tygodnie idzie do sql :)))). Wciąż powtarzam sobie, że za rok zacznę wakacje dwa tygodnie wcześniej, ale to nie pomaga ;(. Ucieknę z domu, zrobię sb tatuaż (mieszkam teraz w takim miejscu, że wychodzę z mojej klatki i jak przejdę metr w prawą stronę, to stoję przed studiem tatuażu i piercingu ^-^) i zamieszkam pod mostem. YOLO. 
Nicol kończy tę notkę, zanim stwierdzicie, że ma problemy i zadzwonicie po lekarzy ;D.
W każdym razie jakoś tak mniej komentujecie i zastanawiam się czy to przez to, że rozdziały nudne, czy coś jeszcze innego, także napiszcie mi xD.
I umówmy się, że każdy, kto przeczytał ten rozdział, a nie ma weny czy czasu, napisze w komie #CzekamAżMisiekSięUmyje. Oczywiście nie obrażę się również za jakąś bogatszą treść :D.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :*

Do następnego ;)

Quinn <3

25.7.15

04. ~ Fotograf

Dla Miśka, żeby przeszła mu depresja :*


Budzę się wtulona w nagi tors Verdasa. Od razu przypominam sobie wczorajszą noc: koszmar, przyjście do Leona, unikanie rozmowy i zaśnięcie tutaj. Wzdycham głośno i, korzystając z okazji, rozglądam się po pokoju szatyna. Wygląda podobnie do mojego: białe ściany, czarna rozkładana kanapa oraz biurko i szafa z ciemnego drewna. Z tą różnicą, że tutaj znajdują się ciuchy mężczyzny, na biurku leży laptop i parę długopisów, a na ścianach są zdjęcia – piękne zdjęcia krajobrazów. Każda fotografia przedstawia inne miejsce na Ziemi, a jest ich tyle, że potrafię rozpoznać zaledwie połowę.
Po chwili leżenia i wpatrywania się w zdjęcia, postanawiam wstać. Potrzebuję spaceru, świeżego powietrza i chwili samotności. Wstaję więc i udaję się do swojego pokoju. Zaraz po przekroczeniu progu, żałuję, że nie zostałam w miejscu spoczynku Leona. Moja sypialnia jest nijaka i gdyby nie niezłożone łóżko i torba w kącie, zapewne nikt nie wpadłby na to, że ktoś mógłby tu mieszkać.
Wzdycham głośno, po czym wkładam na siebie pierwsze lepsze dżinsy i białą koszulkę na ramiączkach. Następnie zostawiam na blacie kartkę i wychodzę z budynku. Kieruję się w stronę najbliższego parku. 
O tej porze, nie znajduje się tutaj zbyt wielu ludzi, więc mogę spokojnie zebrać myśli. Leon dał mi szansę na nowy początek. Mogę teraz zostawić za sobą przeszłość i iść dalej, zapomnieć o tym, co robiłam zaraz po przyjeździe do Chicago.
Teraz mogę – a właściwie muszę – znaleźć normalną pracę, zyskać przyjaciół, których życie nie opiera się na dragach i alkoholu i w końcu zacząć prawdziwe życie.
Po chwili postanawiam zadzwonić do mamy. Wczoraj odkryłam, że miałam od niej mnóstwo nieodebranych połączeń, ale byłam zbyt zmęczona, żeby dobijać się rozmową z matką. Wiem, że pewnie już nie śpi, a ojciec zdążył wyjechać do pracy, więc wybieram domowy numer i przykładam aparat do ucha. Odbiera po zaledwie dwóch sygnałach.
– Kochanie, w końcu – mówi od razu. – Dzwoniłam do ciebie, dlaczego nie odbierałaś?
Przez chwilę zastanawiam się nad wymówką, po czym odpowiadam:
– Ja… byłam zajęta. No wiesz… na studiach nie ma lekko.
Moi rodzice nie wiedzą, co robię w Chicago. Żyją w przekonaniu, że dostałam stypendium na tutejszym uniwersytecie i pracuję na swoją przyszłość. Nie przysyłają mi pieniędzy – nie chcę tego; nie chcę ich pomocy. Miałam dość wszystkich psychologów, których znajdywał ojciec i tego, że mama śledzi każdy mój krok, więc wyjechałam. A wiem, że jeśli wezmę ich kasę, ponownie zyskają nade mną kontrolę.
Gdyby dowiedzieli się, że w rzeczywistości żadne stypendium nie istnieje, a ich córka nie ma nawet pracy, przyjechaliby tu i siłą zabraliby mnie do domu. A ja nie mogę tam wrócić. Wszystko przypomina mi Dean'a. Gdzie nie pójdę, widzę go i wciąż zdaję sobie sprawę z tego, że więcej go nie zobaczę; że to już koniec i nic tego nie zmieni.
– Nie rozmawiajmy o mnie. Powiedz lepiej, co u was.
– Może przyjedziesz i sama sprawdzisz? – proponuje, co komentuję westchnieniem.
Od wyjazdu nie byłam w domu ani razu i mojej matce coraz bardziej zaczęło to przeszkadzać. Nie wyobrażam sobie jednak powrotu. Jednego jestem pewna – to miasto mnie zmieniło i nigdzie nie jest napisane, że moi rodzice zaakceptują tę zmianę.
– Nie mogę... Mam tu urwanie głowy... Jak nie nauka to wyjścia ze znajomymi...
Nie cierpię jej okłamywać, ale nie mam innego wyjścia.

Kiedy wracam do domu zastaję widok, którego powinnam się spodziewać, decydując się na mieszkanie z dwoma facetami. Leon i Diego siedzą na kanapie i, oboje ubrani w same bokserki, piją kawę. Hernandez surfuje po kanałach, podczas gdy szatyn robi coś na swoim laptopie.
Korzystając z tego, że mnie nie widzą, stoję chwilę w progu i ich obserwuję. Przysięgam, że na pierwszy rzut oka nie wyglądają na swój wiek, a raczej jak studenci.
– Ta laska nie chodziła z innym kolesiem? – pyta brunet, zatrzymując się na jakimś kanale.
Verdas podnosi wzrok, przez chwilę wpatruje się w ekran ze zmarszczonymi brwiami, po czym odpowiada:
– Teraz sypia chyba z jego bratem.
– Uuu, słabo.
Na potwierdzenie, Leon kiwa głową, a ja śmieję się pod nosem. Ich wzrok od razu kieruje się na mnie.
– Nie macie może jakiejś pracy? – pytam dla pewności. Życie Leona wygląda teraz zupełnie inaczej, więc teraz nie jestem nawet pewna, czy pracuje.
– Dzisiaj mam wolne – oznajmia Diego, wracając do telewizora.
– A ja wyjeżdżam dopiero za tydzień.
– Wyjeżdżasz?
W mojej głowie od razu pojawiają się tysiące pytań, lecz najważniejsze jest to, czy Leon aby na pewno tu mieszka? Jeśli tak, to po co opuszcza miasto?
Uśmiecha się do mnie i dopija kawę, po czym odpowiada:
– Na kilka dni, na Karaiby. Muszę zrobić parę zdjęć dla biura podróży.
Otwieram szeroko oczy.
– Jesteś fotografem?
Kiwa głową, a ja od razu wracam pamięcią do zdjęć z jego pokoju. Pewnie są jego autorstwa. Dziwi mnie tylko, skąd to zainteresowanie fotografią. Pan Verdas zawsze przywiązywał największą wagę do przedmiotów ścisłych. Dean od niepamiętnych czasów był w klasie jednym z tych „geniuszy matematycznych” i byłam pewna, iż z Leonem było podobnie.
Zawsze myślałam, że tylko pani Verdas w tej rodzinie kocha sztukę. W domu ma nawet pomieszczenie służące za biblioteczkę. Ponad to w całej posiadłości są porozwieszane zdjęcia i obrazy. John jednak nigdy nie pozwalał Dean'owi interesować się tym, a raczej kazał skupiać się na przedmiotach typu fizyka czy chemia. To zawsze tylko ze mną Elizabeth mogła dyskutować o sztuce.
Może Leon był inaczej traktowany przez ojca? Żałuję, że byłam wtedy za mała, by rozumieć to, czym interesował się szatyn.
– Moglibyście się chociaż ubrać – zmieniam temat. Nie ukrywam, że czuję się skrępowana, rozmawiając z nimi, kiedy siedzą w samych bokserkach.
– O nie, korzystamy z nieobecności Fran – odzywa się Hernandez. – Jeśli chcesz, możesz dołączyć.
Leon śmieje się pod nosem, po czym wstaje i kieruje się w stronę kuchni. Mijając mnie, kładzie rękę na moim prawym biodrze i całuje mnie w policzek. Przypadkowo jednak zahacza palcem o opatrunek.
– Sorry.
Podwija moją koszulkę i poprawia bandaż, po czym przez chwilę wpatruje się we to miejsce. Zdziwiona jego reakcją, również tam spoglądam i moim oczom ukazują się siniaki. Pieprzony Brody, mówię w myślach.
– Nie miałaś tego wcześniej – zauważa.
Udając, że nic nie powiedział, naciągam koszulkę z powrotem. Wiem, że ignorowanie go jest gówniarskie – ale on robi to samo, gdy tylko pytam o powód wyjazdu.
– To… mówicie, że korzystacie z nieobecności Francesci, tak? – zmieniam temat, ignorując spojrzenie Leona.

– Skąd masz te siniaki? – pyta Leon prosto z mostu, wchodząc do mojego pokoju, nawet nie pukając wcześniej.
Zamyka za sobą drzwi i zajmuje miejsce obok mnie na złożonej już kanapie. Patrzy na mnie wyczekująco, a ja wracam wzrokiem do gazety, z której korzystałam przed jego wtargnięciem, w celu znalezienia pracy.
– Dlaczego wyjechałeś?
Wzdycha głośno. Jeśli będzie trzeba, na każde jego pytanie będę tak odpowiadała. To niewiarygodne, że oczekuje ode mnie absolutnej szczerości, podczas gdy sam nie potrafi odpowiedzieć na jedno proste pytanie. Co więcej, nie spocznę, dopóki nie poznam powodu jego wyjazdu.
– Violetta, to przeszłość. Zapomnij o tym.
Kręcę głową.
– Nie, bo ta przeszłość ma wpływ na moją teraźniejszość – odpowiadam. – Skoro to takie nieważne, to czemu wszyscy robicie z tego taką tajemnice?
– To nie twój interes.
Spoglądam w jego oczy.
– A moje siniaki nie są twoim.
Wzdycha głośno. Wie, że nic ze mnie nie wyciągnie. Prędzej wrócę do moich rodziców, niż opowiem mu o Brody'im i całej jego grupce. Nie wspominając już o tym, jak wyglądało moje życie zaraz po wyjeździe.
Po chwili kładzie dłoń na moim kolanie.
– Po prostu się o ciebie martwię.
– Trzeba było się martwić jedenaście lat temu – oznajmiam, czym wymuszam jego zirytowanie.
Sięgam po marker i zakreślam jedno z ogłoszeń o pracy. Kasjerka w supermarkecie – lepsze to niż nic, myślę. Muszę jak najszybciej znaleźć jakąkolwiek pracę, żeby móc płacić za mieszkanie tutaj. Czuję się nieswojo, żyjąc na koszt Diego i Leona.
Po chwili Verdas zerka mi przez ramię i bierze ode mnie gazetę.
– Stać cię na coś lepszego – stwierdza.
– Jak ciebie? Nie mam ani studiów, ani talentu. Obawiam się, że tylko na to mnie stać.
– Jak zaczynałem z fotografią, nie miałem wielu zleceń, dlatego łapałem się każdej pracy, jaką znalazłem – mówi, a ja opieram głowę o jego ramię. – Za każdym razem, jak wyjeżdżałem, zwalniałem się, a po powrocie szukałem nowej pracy.
Uśmiecham się, kiedy wyobrażam sobie, w ilu miejscach musiał pracować w tamtym okresie.
Już mam odpowiedzieć, kiedy przerywa mi dzwonek jego telefonu. Szatyn wyciąga komórkę i zerka na wyświetlacz – Dianna
– Przepraszam, muszę odebrać – rzuca, po czym wstaje i opuszcza mój pokój.

~*~

Oto 4. Nie pamiętam o czym jest, a nie chce mi się czytać także XDD. W każdym razie obawiam się, że rozdział nie jest powalający.
Btw nie miałam dodawać tego rozdziału, bo teraz mam tylko 1,5 na zapas, ale ogarnęłam, że przez tę cała przeprowadzkę minął już tydzień, a miałam dodawać często, bo wakacje, a ja wracam do sql w drugim tygodniu sierpnia i wgl - macie, cieszcie się czyt tam załamujcie ;D.
Uprzedzam jednak, że next'a, dodam dopiero jak skończę pisać 7. ;>
Tak więc ja idę kończyć rozdział 6.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :*

Do następnego ;>

Quinn <3

18.7.15

03. ~ Dom w Chicago




– Dean! – krzyczę, ale to nic nie daje. Znowu. – Dean, proszę! Dean!
– Violetta, obudź się!
Kiedy się budzę, mam przed oczami Leona. Trzyma mnie za ramiona i lekko nimi potrząsa. Od razu rzucam mu się na szyję, a on nie protestuje, tylko obejmuje mnie i uspokaja, głaszcząc po plecach. 
– Przepraszam – mruczę w jego szyję. Za co? Sama w tej chwili nie wiem. Za obudzenie go; za moczenie łzami jego koszulki i za przetrzymywanie go tutaj, podczas gdy z pewnością wolałby się wyspać. Jutro jest poniedziałek – zapewne idzie do pracy, a tymczasem przeze mnie będzie w niej półprzytomny.
Mimo to, nie potrafię się oderwać. Jego uścisk niewiarygodnie mnie uspokaja.
– Nadal śni ci się Dean.
Kiwam niepewnie głową. Mogę sobie tylko wyobrazić jego minę. Minęły już dwa lata, ale ja nie potrafię wyrzucić z pamięci tego obrazu – jego ciała, leżącego bezwładnie na ulicy, samochodu, który odjechał nie zatrzymując się nawet na chwilę. Ciągle śnią mi się te sny i za każdym razem kończą tak samo.
– Chcesz o tym porozmawiać?
– Nie.
Z nikim o tym nie rozmawiam. Ani z mamą, ani z panią psycholog, do której zawiózł mnie tata niedługo po śmierci Dean'a. Przez godzinę siedziałam i odmawiałam jakiejkolwiek formy komunikacji z lekarką. Dopiero wtedy ojciec dał mi spokój.
– Okej, ale pamiętaj, że… zawsze możesz na mnie liczyć.
Po kilku minutach uspokajania się, mówię mu, że jest już dobrze, więc wstaje i kieruje się do drzwi. Najpierw słyszę czyiś głos, a dopiero potem dociera do mnie, że należy on do mnie.
– Leon.
Gwałtownie się zatrzymuje i odwraca w moją stronę.
Spuszczam wzrok. Nie, nie poproszę go o to.
– J-j-ja…
– Mam z tobą zostać? – pyta, jakby czytał mi w myślach.
Wciąż na niego nie patrząc, kiwam głową i cieszę się, że w pokoju jest na tyle ciemno, że szatyn nie ma szansy zobaczyć, jaki kolor przybrały moje policzki.
Przesuwam się bliżej ściany, robiąc mu miejsce, które po chwili zajmuje. Kładzie się obok i przykrywa nas kołdrą, a ja wtulam się w jego tors i od razu zasypiam.

Pierwsze, co widzę po przebudzeniu to ściana. Chwilę później dostrzegam, że moja ręka leży na dłoni obejmującej mnie w talii. Czuję, że ktoś przytula się do moich pleców i nagle przypominam sobie wydarzenia z nocy. Nie muszę się odwracać, żeby wiedzieć, że to Leon. Cholera, myślę. Właśnie leżę „na łyżeczkę” ze starszym bratem mojego zmarłego chłopaka – brawo, Violetta.
Jak najszybciej wyplątuję się z jego objęć i wstaję z łóżka, starając się robić to jak najciszej i najdelikatniej. Kiedy stoję już przy meblu, Verdas wtula się w moją poduszkę i mruczy coś pod nosem. Uśmiecham się na ten widok, po czym opuszczam pomieszczenie.
Korytarzem kieruję się do kuchni, w której zastaję Francescę również ubraną w męską koszulę. Ta jednak z pewnością należy do Diego. Widząc mnie, uśmiecha się.
– Chcesz kawy? – pyta, na co przytakuję. – Więc… jesteś znajomą Leona z dawnych czasów…
– Owszem – potwierdzam, nie będąc do końca pewna, dlaczego rozpoczyna ten temat.
– Leon zazwyczaj nie mówi o swojej rodzinie – wyjaśnia po chwili. – I ponoć z nikim się nie kontaktuje, więc byłam zdziwiona, że znasz go właśnie z tamtego okresu.
Od razu przypomina mi, że wciąż nie wiem, dlaczego Leon wyjechał. Jeśli byłaby to próba zwrócenia na siebie uwagi, to przecież nie byłoby aż tak poważnie. Coraz bardziej przekonuję się do tego, że to, co mówią nasi rodzice jest stekiem bzdur.
Poza tym, znałam Leona. Nigdy nie zachowywał się jak rozpieszczony dzieciak z bogatymi rodzicami i teraz również taki nie jest. W końcu, gdyby taki był, z pewnością nie mieszkałby w małym mieszkaniu ze współlokatorem. 
– Wiesz, dlaczego wyjechał? – pytam, z nadzieją na odpowiedź inną niż te do tej pory.
Francesca jednak kręci głową.
– Raczej nie próbuj wyciągać tej informacji, bo to tylko strata czasu – oznajmia. – Skoro przez tyle lat nic nikomu nie powiedział, to raczej teraz nie zmieni zdania.
Wzdycham. Przecież w końcu musi coś powiedzieć. Nie da się przez tyle lat ukrywać jednej tajemnicy. 
– Słyszałam, że będziesz tu mieszkać.
Otwieram usta, aby odpowiedzieć, kiedy w mieszkaniu rozlega się dźwięk dzwonka czyjejś komórki. Obie czekamy aż ktoś ją odbierze, ale w końcowym efekcie słyszymy tylko głos, dochodzący zza drzwi znajdujących się w salonie.
– Verdas!
Po chwili w pomieszczeniu pojawia się brunet w samych bokserkach i z telefonem w ręku. Od razu kieruje się w stronę korytarza, krzycząc:
– Verdas, czemu twój telefon jest w moim pokoju?!
Wchodzi do pomieszczenia, znajdującego się obok mojej nowej sypialni i dopiero wtedy słychać Leona.
– Zostawiłem go, gdy wczoraj szukałem tam resztek twojej godności!
Brunet wychodzi z pomieszczenia i marszczy brwi. Tam pewnie znajduje się pokój Verdasa. To pewnie, dlatego tylko on słyszał mnie w nocy. Sama nie wiem czy się cieszyć, czy załamywać.
Telefon nie przestaje dzwonić, a Diego najwyraźniej nie wie, gdzie znajduje się szatyn, więc zerka na wyświetlacz. 
– Świetnie, Dianna! Chętnie z nią porozmawiam!
Brunet ledwie zdąża dotknąć ekranu komórki, kiedy nagle z pokoju obok wybiega szatyn. Wyrywa aparat i przykładając go do ucha, wchodzi do łazienki. 
Hernandez zaczyna walić w drzwi.
– Kurna, Verdas! Miałem tam wejść!
Francesca podaje mi kubek kawy, po czym kładzie swoją dłoń na moim ramieniu.
– Powodzenia.
W pomieszczeniu pojawia się Diego.
– Co Leon robił w twoim pokoju?
Wzruszam ramionami, po czym z kubkiem w dłonie wychodzę i kieruję się do mojej sypialni. Czuję na sobie ich spojrzenia, ale w tej chwili zastanawiam się tylko, kim jest Dianna.

– Pomyślałam, że mogłybyśmy pojechać na zakupy – mówi Francesca przez drzwi, kiedy w łazience przebieram się w jej ciuchy. Niby tu nie mieszka, ale wchodząc do pokoju Diego, miałam wrażenie, że znajduje się tam więcej rzeczy Włoszki. – Wiem, że cienko u ciebie z kasą, ale mogę za ciebie zapłacić, a ty oddasz mi jak będziesz miała.
– N-nie, ja właściwie… zaraz pojadę po moje rzeczy.
– Co? Gdzie?
Kiedy przez dłuższą chwilę nie odpowiadam, brunetka wchodzi do pomieszczenia i, nie zamykając za sobą drzwi, opiera się o framugę.
– To może pojadę z tobą. Pomogę ci przenieść te rzeczy i…
– Nie!
Patrzy na mnie zdziwiona moją reakcją. Powinnam być spokojniejsza, ale Francesca nie może tam ze mną iść. Wszystko powtórzyłaby Leonowi, a on z pewnością by tego nie zostawił. Zadawałby pytania albo od razu zadzwonił do moich rodziców.
Nie chcę jej okłamywać – wydaje się naprawdę miłą osobą i czuję, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić – ale teraz muszę. Pojadę tam sama i załatwię wszystko za pierwszym razem. Zostawię to wszystko za sobą i dopiero wtedy, będę mogła zacząć od nowa.
– J-j-ja wolę tam pojechać sama… muszę jeszcze coś… załatwić po drodze.
Nagle w drzwiach łazienki pojawia się Leon. Spanikowana z powodu tego, że stoję w samej bieliźnie, chwytam pierwszą lepszą rzecz, którą okazuje się koszulka, i staram się nią zakryć. Verdas jednak nie zwraca uwagi na mój stan.
– Mam dla ciebie kluczę – mówi, pokazując rzeczony przedmiot, który odbiera Cauviglia  – i bandaż. – Wskazuje ruchem głowy na miejsce nad moim biodrem, gdzie znajduje się okropna rana. – Pomóc ci?
Kręcę głową.
– N-nie, dzięki. Poradzę sobie.
Przekazuje bandaż brunetce.
– Będę za jakieś dwie godziny.
Wychodzi z pomieszczenia, ale w ostatniej chwili, Włoszka woła:
– Idziesz spotkać się z Dianną?!
W odpowiedzi jednak słyszymy tylko trzaśnięcie drzwi. Przez chwilę przyglądam się Włoszce, po czym postanawiam zapytać:
– Kim jest Dianna?
– Na sto procent nie wiem, ale ja i Diego stawiamy, że jest laską, z którą spotyka się Leon.

Leon naprawdę zadomowił się w Chicago. Jeszcze jakiś czas temu miałam nadzieję, że niedługo wróci do domu, ale teraz wiem, że to jest jego dom. Ma tu mieszkanie, przyjaciół, dziewczynę i najprawdopodobniej pracę. Zostawił za sobą starych znajomych, rodziców i mnie. Co więcej – cholernie mnie to boli. Jestem tylko jego przeszłością. 
Moim największym pragnieniem jest teraz cofnięcie się w czasie do chwil, w których ja i Dean byliśmy tylko gówniarzami. Leon zresztą też, ale wtedy mieliśmy go za kogoś równie dorosłego, jak nasi rodzice. Tęsknie za tym, kiedy pewnego dnia, będąc u Dean'a jego rodzice wygonili nas z salonu, żeby porozmawiać z nim na osobności. Niestety nie byliśmy wtedy nadzwyczaj posłuszni i wszystko podsłuchiwaliśmy. Verdas był wtedy w swoim pierwszym „poważnym” związku, o którym wiedziała jego rodzina, a pogadanka o zabezpieczaniu się nie okazała się specjalnie odpowiednia dla pięciolatków. 
Za każdym razem, kiedy dziewczyna szatyna – popularna blondynka chuda jak patyk – pojawiała się w ich domu, patrzyliśmy na nią dziwnie i chichotaliśmy, czym dziwiliśmy zarówno ją, jak i szatyna.
Uśmiecham się na to wspomnienie dokładnie w chwili, w której autobus dojeżdża na mój przystanek. Wysiadam i kieruję się w stronę kamienicy. Idę szybkim krokiem. Chcę mieć to wszystko za sobą. Wejdę.
Wezmę swoje rzeczy.
Wyjdę i już nigdy więcej tu nie wrócę.
Staję przed starymi drzwiami i niepewnie pukam. Biorę głęboki oddech, kiedy słyszę po drugiej strony czyjeś kroki.
– Tylko nie Brody – szepczę sama do siebie. – Nie Brody.
Kiedy drzwi się otwierają, ukazuje mi się sylwetka Brody'iego. Wspaniale, myślę.
– No proszę, proszę. Ktoś poszedł po rozum do głowy – oznajmia, po czym uśmiecha się. – Trochę to trwało.
Przez chwilę mu się przyglądam – nie jest pijany. Po prostu zachowuje się jak idiota, co nie jest nowością, więc po kilku miesiącach mieszkania z nim powinnam się przyzwyczaić. Wzdycham głośno.
– Przyszłam tylko po swoje rzeczy – oznajmiam i, nie czekając na odpowiedź, wchodzę do mieszkania.
Unosi się tutaj zapach alkoholu i papierosów, a w tle słychać głośną muzykę. Starając się oddychać przez usta, idę korytarzem. Pod ścianą leży moja torba, a ja w duchu dziękuję Shelby za spakowanie jej. Nie mam wątpliwości co do tego, iż jako jedyna pomyślała o tym, że nie będę chciała spędzać tutaj zbyt wielu czasu.
Pochylam się i otwieram torbę. Szybko sprawdzam czy są w niej najważniejsze rzeczy i zamykam ją, kiedy nagle czuję na pupie czyjeś ręce.
– Radzę ci dobrze się zastanowić – szepcze mi do ucha Brody. – Kto wie, jaki będę miał humor, kiedy przyjdziesz z podkulonym ogonem.
Próbuję się wyrwać, ale mężczyzna łapie mnie za biodra. Trzyma mnie tak mocno, że na pewno będę miała siniaki.
W końcu udaje mi się wyrwać. Łapię swoją torbę i wybiegam z mieszkania. Kiedy jestem już na świeżym powietrzu, oddycham z ulgą. Masz to za sobą, Violetta, myślę. Teraz już będzie tylko lepiej.
Kieruję się na przystanek i po niedługiej chwili siedzę już w autobusie. Wyjmuję z torby moją komórkę i próbuję ją włączyć, ale szybko okazuje się, że jest rozładowana. Wzdycham głośno, po czym opieram głowę o szybę i tak spędzam resztę drogi.
Po jakiś trzydziestu minutach, wysiadam i idę powoli w stronę mieszkania Verdasa, kiedy nagle dostrzegam go po drugiej stronie ulicy. Nie idzie jednak sam – towarzyszy mu ładna, uśmiechnięta  blondynka. To pewnie Dianna, myślę od razu.
Kobieta całuje szatyna, po czym wsiada do taksówki. Kiedy tylko pojazd odjeżdża, Leon dostrzega mnie i podchodzi bliżej. Marszczy brwi.
– Gdzie byłaś?
Podniosłam wyżej torbę.
– Poszłam po swoje rzeczy do... starego mieszkania.
Marszczy brwi, ale o nic nie pyta.
Od razu bierze ode mnie bagaż, po czym obejmuje mnie ramieniem i idziemy w stronę mieszkania.
– To była Dianna?
Uśmiecha się i patrząc przed siebie odpowiada:
– Widzę, że zaprzyjaźniłaś się z Francescą.

~*~

Przychodzę z trójeczką ;> Jak dla mnie nie jest najgorsza, ale z pewnością mogła być lepsza ;D.
Coraz więcej dowiadujecie się zarówno o Leonie, jak i Violetcie, ale obawiam się, że o powodzie wyjazdu Verdasa czy o tym, kim jest Brody szybko się nie dowiecie :*.
Mogę się Wam pochwalić, że mam pomysł na następny rozdział na IJNYL, więc niedługo pewnie zacznę pisać je na zapas :D.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :)

Do następnego :*

Quinn <3

PS
Next pojawi się, jak pod tym rozdziałem będzie 20 komentarzy ;))

14.7.15

02. ~ "Jesteś dla mnie jak siostra"



Chicago, dwa lata później

Z sykiem łapię się za prawy bok. Czuję przeszywający ból, ale mimo to biegnę dalej – nie mam innego wyjścia. Wiem, że jeszcze kawałek i znajdę się na ulicy, a tam będę już bezpieczna. Z każdym krokiem, czuję się jednak coraz gorzej.
Nagle wpadam na kogoś. Nie jestem w stanie otworzyć oczu, ale wyczuwam, że jest to mężczyzna.
– Violetta? – słyszę jego głos, ale nie potrafię go teraz rozpoznać. Nie wiem, kim on jest i skąd mnie zna, ale nie obchodzi mnie to teraz. Chcę tylko, żeby mi pomógł.
Czuję, że mnie podtrzymuje i wyciąga telefon – zapewne po to, żeby zadzwonić po pogotowie – kiedy nagle odpływam.

Widzę jego plecy. Odchodzi zdenerwowany w stronę ulicy. Wiem, co się stanie. Widziałam to już milion razy. Znowu krzyczę, żeby się zatrzymał, próbuję do niego podejść, ale bez względu na jakiekolwiek próby, stoję w miejscu.
Po chwili zauważam jadący czerwony samochód i Dean'a wchodzącego na ulicę. Nie mogę zamknąć oczu – jakaś siła mi na to nie pozwala. Następnym widokiem jest pojazd potrącający mojego chłopaka. Sprawca odjeżdża, a on leży na ulicy. Tym razem moja sytuacja jest jeszcze gorsza, ponieważ wciąż nie mogę się zbliżyć. Wokół nikogo nie widać, ja nie mogę ruszyć się z miejsca, a on umiera.
– Dean! – krzyczę. – Nie, Dean!
Czuje na ramionach czyjeś silne ręce.
– Violetta, obudź się!
Otwieram oczy. Przed sobą mam Leona. Patrzę mu prosto w oczy i wydaje mi się, że to nadal sen. Odkąd wyjechał dwa lata temu, nie miałam z nim kontaktu. Zresztą tego właśnie się spodziewałam. Nikt nie wiedział, co się z nim dzieje i byłam pewna tego, że już nigdy go nie zobaczę.
Kiedy na niego patrzę, uświadamiam sobie, że nie mam nikogo i chce mi się płakać. To właśnie robię i po chwili mnie przytula. 
Z każdą sekundą mam coraz większą nadzieję na to, że się obudziłam. Czuję zapach jego wody kolońskiej, jego ręce głaszczą mnie po plecach dokładnie tak samo, jak tamtego dnia, kiedy wyjechał po raz drugi.
– Leon – szepczę.
– Tak, Violu – odpowiada równie cicho. – To ja.
Przytulam się jeszcze mocniej. Po niedługiej chwili uspokajam się i łzy przestają płynąć.
Nagle czuję przeszywający ból w prawym boku i od razu przypominam sobie to, co się stało.
Rozglądam się po pomieszczeniu, w którym jestem. Jest to mały pokój, w którym znajdują się zaledwie mała szafa, etażerka z lampką nocną i rozkładana, dwuosobowa kanapa, na której siedzimy.
Jestem ubrana w szarą męską koszulkę i swoją bieliznę, ponadto ktoś przykrył mnie kocem.
– Leon, co się dzieje? Gdzie ja jestem? – pytam spanikowana, odrywając się od niego.
– Jesteś w moim mieszkaniu – wyjaśnił. – Pamiętasz, co się stało?
Marszczę brwi i próbuję sobie wszystko przypomnieć.
– Byłam w mieście i na kogoś wpadłam – mówię, pomijając moją ranę i stan w jakim wtedy byłam.
Kiwa głową.
– Tak, wpadłaś na mnie. Zabrałem cię tutaj i zbadał cię lekarz. Spałaś przez dwa dni.
Wpatruję się w niego zdziwiona. To niewiarygodne, że pośród prawie trzech milionów mieszkańców, wpadłam akurat na Leona; że mimo tylu miejsc na całym świecie, zamieszkałam w tym samym, co on. W tej chwili mam jednocześnie ochotę skakać ze szczęścia i płakać.
– Kto ci to zrobił?
Podnoszę pytająco brew, ale zaraz rozumiem, o co chodzi. Zerkam ukradkiem na swój bok i wzruszam ramionami.
– N-nie pamiętam – kłamię. Nie mogę powiedzieć prawdy.
Przez chwilę mi się przygląda i wiem, że nie do końca mi wierzy, ale nic nie mówi.
– Ty mnie przebrałeś?
Przytakuje.
– Twoje ciuchy były całe poplamione krwią – wyjaśnia. – Jesteś głodna? Przyniosę ci coś.
Zanim odpowiadam, wstaje i wychodzi z pokoju. Kładę się i wpatruję w sufit.
To wprost niemożliwe. Nie dość, że znalazłam się w tym samym mieście, co Leon, to jeszcze go spotkałam. Na ulicy. W dość nietypowych okolicznościach, ale i tak. Dwa lata temu myślałam, że już nic nie ściągnie go tam z powrotem, tymczasem okazało się, że nie musi wcale przyjeżdżać.

Kiedy się budzę jest już ciemno. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Rozglądam się wokoło. Wciąż jestem w małym pokoju, ubrana w męską koszulkę, przykryta kocem – to nie był sen. Wzdycham z ulgą i wstaję z łóżka. 
Łapię się za bok, kiedy czuję ból, i wychodzę z pomieszczenia. Teraz znajduję się w korytarzu. Skręcam w prawo i wchodzę do kuchni połączonej z salonem. W pomieszczeniu jednak nie jestem sama. Przy blacie stoi kobieta, która na mój widok uśmiecha się i odstawia szklankę wody.
– To z tobą spotyka się Leon – oznajmia. – Jestem Francesca.
Marszczę brwi. Pierwsze, co o niej pomyślałam to to, że chodzi z Verdasem. Po jej pytaniu jednak jestem pewna, że jest kimś innym. Pytanie raczej brzmi: kim?
– Eee… nie, j-ja jestem jego… znajomą – mówię speszona. – Violetta.
– Znajomą? – Unosi pytająco brew.
Jest ubrana w granatową sukienkę do kolan, czarną kurtkę i szpilki, więc zgaduję, że przyszła tutaj, bo jest umówiona z szatynem. Im dłużej tu stoję i z nią rozmawiam, tym mniej rozumiem.
– Ty musisz być Violetta – słyszę za sobą męski głos.
Odwracam się i moim oczom ukazuje się dobrze zbudowany brunet. On również jest ubrany tak, jakby miał zaraz gdzieś wychodzić.
Nagle zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno Verdas tu mieszka. A jeśli tak to, kim są ci ludzie? A może po prostu nadal śpię? 
– Diego. – Wyciąga do mnie rękę, którą niepewnie ujmuję.
Rozglądam się – nie, nie porwali mnie kosmici. Chociaż gdyby tak było, przynajmniej wiedziałabym, gdzie jestem.
W głowie szybko sporządzam listę tego, co w tej chwili wiem. Jeszcze kilka godzin był tutaj Leon, ale teraz nie ma po nim śladu. Mam za to towarzystwo niejakich Diego i Francesci, o których nie wiem praktycznie nic, poza tym, że kobieta nie spotyka się z Verdasem. Chyba…
Słyszę chrząknięcie brunetki.
– Violetta jest znajomą Leona – wyjaśnia jej brunet i wzrusza ramionami. – Jest… córką przyjaciół jego rodziców. – Patrzy na mnie, upewniając się czy to, co powiedział jest prawdą i niczego nie pomylił.
Kiwam niepewnie głową.
– Rodziców? Myślałam, że Leon nie ma kontaktu z nikim z… tamtych czasów – odpowiada kobieta i patrzy na mnie.
– Nie ma – mówię od razu. – Spotkaliśmy się przypadkiem.
Już mam zapytać, gdzie znajduje się szatyn, kiedy nagle słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a potem jego głos.
– Diego, powiedziałeś, że ta sąsiadka spod trójki wyjechała na urlop!
– No i?
– Spotkałem ją i przytulała mnie jakieś piętnaście minut, bo ponoć powiedziałeś jej, że wyjechałem robić zdjęcia na Syrii i mnie tam porwali.
Kobieta i brunet od razu wybuchają śmiechem, a ja patrzę na nich zdezorientowana.
Po chwili szatyn pojawi się w pomieszczeniu. Jego wzrok od razu kieruje się na mnie.
– Obudziłaś się – zauważa. – Widzę, że już poznałaś Diego i Francescę.
Przytakuję, choć w myślach pytam się: Kim oni są i co się tutaj, do cholery, dzieje?
Verdas najwyraźniej zauważa moją minę, bo dodaje:
– Ten idiota to mój współlokator, a Fran to jego dziewczyna.
– Tak, a teraz wychodzimy – oznajmił mężczyzna. – Miło było cię poznać.
Po pożegnaniu się wychodzą, a ja patrzę na Leona. Nie zmienił się przez te dwa lata. Nadal ma zarost, tę samą fryzurę i budowę. Po chwili jednak zdaję sobie sprawę z tego, że jego życie wygląda zupełnie inaczej. Zrezygnował z dużej posiadłości z ogrodem na przedmieściach dla tego? Małego mieszkania w kamienicy? Do tego, nie zajmuje go sam.
– Masz trzydzieści jeden lat i mieszkasz ze współlokatorem? – pytam.
– Tak. A co, przeszkadza ci to?
– Nie, tylko… gdyby twój tata o tym wiedział, to by się chyba powiesił.
Nie jestem pewna jego reakcji na wspomnienie o ojcu, ale po chwili śmieje się.
– Chciałbym zobaczyć jego minę, jak się o tym dowiaduje. 
Uśmiecham się szeroko ciesząc się, że moja uwaga go nie zdenerwowała. Odkąd wyjechał dokładam jeszcze więcej starań po to, żeby się dowiedzieć czegoś o powodzie jego „ucieczki”, ale wszyscy udawali głupich albo wykręcali się od odpowiedzi. Postanawiam ponownie spróbować z szatynem.
– Czemu wyjechałeś?
Wyciąga szklankę i nalewa do niej wody.
– Musisz być głodna. Kiedy wróciłem wcześniej do pokoju, już spałaś.
Nie odpowiadam.
Leon jest jeszcze gorszy. Reszta przynajmniej udawała, że chce odpowiedzieć – po prostu zawsze, dziwnym przypadkiem, nagle coś im wypadało. Verdas natomiast udaje, że mnie nie słyszał. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy robią z tego taką wielką tajemnicę. Ukrywanie prawdy sprawia, że jeszcze bardziej chcę ją poznać. Dlaczego po prostu nikt mi nie odpowie? Wszyscy mielibyśmy święty spokój.
– Dlaczego nie chcesz mi odpowiedzieć?
Odstawia gwałtownie szklankę, po czym opiera ręce o blat i patrzy na mnie.
– Kto wbił ci nóż w bok?
Spuszczam wzrok. Zadziwiające jest to, jak szybko odkrył mój czuły punkt.
– Właśnie.
Nigdy nie powiem mu o tym, kto mi to zrobił. Co by sobie pomyślał? Zgaduję, że już i tak nie ma o mnie najlepszego zdania – spotkał mnie samą w obcym mieście, zaatakowaną przez kogoś i uciekającą przed tą właśnie osobą – ale nie mam wątpliwości co do tego, że gdyby o wszystkim się dowiedział, tęskniłabym za starą opinią.
Z drugiej strony cholernie chcę wiedzieć, dlaczego Leon opuścił swój rodzinny dom.
– Bardzo boli?
– Przeżyję – mówię niechętnie.
– Mogę? – Wskazuje głową na mój bok, a ja kiwam głową mimo, że nie wiem, co chce zrobić.
Wyciąga rękę i podwija mi koszulkę, ukazując opatrzoną już ranę. Lekko muska palcami bandaż i z powrotem naciąga mi T-shirt. 
– Lekarz mówił, że będzie lepiej jeśli przez parę dni będziesz leżała w łóżku. Pomyślałem, że mogłabyś mi dać swój adres. Pojechałbym po jakieś twoje rzeczy i…
– Nie ma takiej potrzeby – przerywam mu spanikowana.
Jak najszybciej powinnam się stąd wynieść. Zupełnie nie pomyślałam o tym, że Verdas poruszy temat mojego mieszkania, adresu i w ogóle jakiegokolwiek życia prywatnego.
Patrzy na mnie zdziwiony moją reakcją.
– Violetta, gdzie mieszkasz? – pyta podejrzliwie.
Kręcę głową, nie wiedząc co powiedzieć – bo przecież nie prawdę. 
– Nie masz przy sobie żadnych dokumentów, telefonu i w dodatku nie masz mieszkania? – Marszczy brwi, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Po części ma w końcu rację.
Boję się podnieść wzrok; boję się tego, co zobaczę w jego oczach. Rozczarowanie, litość, a może obrzydzenie.
Po chwili jednak czuję jego palce na moim podbródku – zmusza mnie tym gestem do spojrzenia na niego.
– Gdzie wcześniej nocowałaś?
– Dopiero tamtego wieczoru straciłam mieszkanie. Miałam w planach iść do jakiegoś hotelu czy coś w tym stylu, ale… niespodziewanie musiałam się pożegnać ze swoimi pieniądzmi.
Wpatruje się we mnie i już wiem, co sobie myśli. Zastanawia się, jak ja – Violetta Castillo, córka wszędzie szanowanych Germana i Marii, która parę miesięcy temu była spotykana na przyjęciach bogatych ludzi, w białych rękawiczkach, dzisiaj nie ma kasy, mieszkania ani telefonu. W dodatku ktoś uzbrojony w nóż ją zaatakował. 
– Co to znaczy, że straciłaś mieszkanie? Tak z dnia na dzień? I co się stało z twoimi pieniędzmi?
Jestem pewna, że gdybym powiedziała to ojcu, jego odpowiedź brzmiałaby podobnie. Właśnie tak się czuję – jak na pogadance z Germanem. Jeśli parę lat temu Leon wydawał się taki dorosły, to nie mam pojęcia jak nazwać go teraz.
Krzyżuję ręce na wysokości piersi speszona i ponownie odwracam wzrok.
– To nie jest w tej chwili ważnie.
Wzdycha głośno. Widzę, że chwilę się nad czymś zastanawia, po czym patrzy na mnie.
– Mamy wolny pokój.
Od razu obrzucam go zdziwionym spojrzeniem. Czy on właśnie zaproponował mi zamieszkanie tutaj?
Kręcę głową.
– Nie mam kasy.
Wzrusza ramionami.
– Zapłacisz, jak będziesz miała.
– Dlaczego to robisz? – pytam z szczerej ciekawości.
– Bo... jesteś dla mnie jak siostra. Przecież cię tak teraz nie zostawię.

~*~

Przychodzę z rozdziałem drugim ;>. Trochę na niego czekaliście, ale mam nadzieję, że nie zawiodłam Waszych oczekiwań :). Ja osobiście uważam, że za dużo dialogów, ale to nie zmieni się do co najmniej 4. rozdziału (tak, pisałam na zapas ^-^) więc mam nadzieję, że to jakoś specjalnie nie przeszkadza :/.
Jak mówiłam, akcja dzieje się parę lat później i opowiadanie niestety nie będzie miało aż takiego depresyjnego klimatu jak chciałam, ale mimo wszystko mam nadzieję, że wzbudziłam Waszą ciekawość wyjazdem Leona albo napadnięciem na Fiolkę ;>. 
Btw. nie brałam pod uwagę tego, że będę pisała oba opowiadania, więc tutaj Leon również est fotografem i nie za bardzo mogę to zmienić, bo za bardzo pasuje mi to do fabuły, ale w 90% opowiadań Leon jest szefem firmy, także mam nadzieję, że nie będziecie mieli z tym jakiegoś wielkiego problemu :)).
Mam nadzieję, że rozdział i ogólnie opowiadanie się Wam podoba, zapraszam do zakładki Bohaterowie i czekam na Wasze opinie :*

Do następnego ;D

Quinn <3


PS
Tak, Nicol spieprzyła z godziną :))))