Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X X
Cytat z nagłówka pochodzi z utworu "Violet Hill" zespołu Coldplay.

31.10.16

02. ~ "Urocza"



Wchodzę do kawiarni i przy samym wejściu przystaję w poszukiwaniu Ludmiły. Fakt, że nagle cała okolica stwierdziła, że ma ochotę na kawę, nie pomaga. Nagle mój wzrok zatrzymuje się na przystojnym szatynie. Przez chwilę mam nadzieję, że to nie ten sam gość, który wczoraj pomylił mnie ze swoją dziewczyną, ale tracę ją zaraz po przyjrzeniu się mu. Jestem jednak o wiele bardziej zaskoczona, kiedy dostrzegam, kto siedzi z nim przy stoliku. Jestem stuprocentowo pewna, że ten blond łeb nie należy do Marah.
Niepewnym krokiem zbliżam się do przyjaciółki. Siedzi odwrócona do mnie plecami, więc to mężczyzna zauważa mnie pierwszy. Podnosi wzrok i automatycznie na jego twarzy pojawia się zdziwienie. Zanim jednak zdąża jakoś zareagować, Ferro odwraca się i uśmiecha na mój widok.
– Violetta, myślałam, że już nie przyjdziesz! – mówi, ale ja z początku nic nie odpowiadam. Jestem zbyt zajęta zastanawianiem się, co ja właściwie tutaj robię i skąd Lu zna gościa, z którym się wczoraj całowałam.
– Przepraszam za spóźnienie, ojciec mnie zatrzymał – wyduszam w końcu z siebie. Patrzę na nią zdezorientowana, ale ona ignoruje to i odwraca się do szatyna.
– Ojciec Violetty jest strasznie nadopiekuńczy – oznajmia, a mężczyzna wydaje się równo zdezorientowany, co ja. – Leon, poznaj Violettę, moją przyjaciółkę. Violetta, to Leon.
Jego wyraz twarzy automatycznie się zmienia, kiedy wstaje i wyciąga do mnie rękę.
– Miło cię poznać – mówi z uśmiechem, a ja od razu rozumiem, że teraz będzie udawać, iż widzi mnie po raz pierwszy.
Podaję mu niepewnie rękę, ale nic nie odpowiadam. Przenoszę wzrok na przyjaciółkę, próbując skłonić ją do wyjaśnienia mi, co się dzieje, ale ona odpowiada tylko błagalnym spojrzeniem i zmusza do zajęcia miejsca obok.
– Czekałam na ciebie i spotkałam Leona – oznajmia tylko. Zanim zdąża powiedzieć coś więcej rozlega się dzwonek telefonu. Szatyn podnosi swoją komórkę ze stołu i zerka na wyświetlacz.
– Przepraszam, muszę odebrać, to z pracy.
Zabiera telefon i wychodzi z kawiarni, aby odebrać, a ja natychmiast przenoszę spojrzenie na Ludmiłę.
– Widziałaś jego oczy?
Unoszę brew.
– No co? – pyta popijając kawę.
– Co ja tu robię?
– Mówiłam: czekałam na ciebie, ale spotkałam Leona. Na początku chciałam zadzwonić i odwołać nasze spotkanie, ale wtedy stwierdziłam, że możesz mi się przydać.
Już zaczynam żałować, że tata nie zatrzymał mnie dłużej.
– Ja? Przydać? Do czego? Skąd ty w ogóle znasz tego kolesia?
– Znałam jego dziewczynę, Marah. W sumie to nie pamiętam skąd. Przedstawiła mi Leona na jakiejś imprezie. Wczoraj z nią zerwał.
– I?
– I? Widziałaś go? Od zawsze mi się podoba, ale nie jestem aż taką suką, żeby odbijać znajomej faceta. Skoro jednak sam z nią wczoraj zerwał... Jest tylko jeden problem.
Wciąż nie wiem, po co tu siedzę, ale z każdym wypowiadanym przez nią słowem, boję się tego coraz bardziej. Czy naprawdę ze wszystkich facetów na świecie, ona musiała wybrać akurat tego?
– Ja i Marah jakiś czas temu się pokłóciłyśmy, ostro, Jestem stuprocentowo pewna, że wspominała mu o tym i na pewno to mnie przedstawiła jako tą złą. Dlatego potrzebuję cię, żebyś była moją skrzydłową. Umówmy się tak, jak wróci, ja pójdę do toalety, a ty w tym czasie powiesz mu o mnie jakieś miłe rzeczy. Potem będziesz mogła sobie iść, jeśli ci tak zależy.
Kręcę głową. Jestem najgorszą osobą do tego zadania. Zaraz się zestresuję i wygadam mu, że to Ludmiła kazała mi z nim gadać. Poza tym nie chcę rozmawiać z gościem, który mnie wczoraj pocałował. Miałam go więcej nie widzieć. No i jak mam powiedzieć przyjaciółce, że całowałam się z gościem, w którym się buja? Cholera, po co szłam do tej pieprzonej biblioteki.
– Violetta, błagam. On ma dołeczki! I jest detektywem! Poza tym, przyjrzałaś się jego tyłkowi jak stąd wychodził? Jesteś moją jedyną nadzieją!
Nie chcę tego robić. Nie chcę, żeby Ludmiła spotykała się z tym gościem. Tym bardziej jeśli uda się jej go poderwać dzień po tym, jak zerwał ze swoją dziewczyną. Stać ją na kogoś więcej, a poza tym czuję się niezręcznie przy tym kolesiu i nie sądzę, że to się zmieni. 
W życiu całowałam się z dwoma chłopakami. Z jednym dlatego, że Ludmiła mnie do tego zmusiła (uznała, że w wieku siedemnastu lat, powinnam mieć pierwszy pocałunek za sobą), a z drugim spotykałam się przez dwa miesiące. Może to głupie, ale nie potrafię pocałować nieznajomego chłopaka i udawać, że nic się nie stało. Bo przecież stało, prawda? Nieznajomi ludzie nie powinni się całować.
Niestety poza kłamaniem jest jeszcze jedna rzecz, w której jestem beznadziejna – mówienie nie. Szczególnie Ludmile. Nie potrafię jej odmawiać i to właśnie przez to zawsze mam największe kłopoty.
– Wraca – mówi blondynka, zerkając w stronę drzwi. – Idę do łazienki.
– Nie! Nie zostawiaj mnie z nim!
– Liczę na ciebie – rzuca i odchodzi od stolika.
Pierwszą myślą, jaka pojawia się w mojej głowie jest zwianie stąd. Odwracam się do tyłu szacując jakie są szanse na to, że uda mi się uciec niezauważona. Odpowiedź brzmi: zerowe. Leon wszedł już do lokalu i wraca do stolika, nie mam szans dostać się do drzwi, nie mijając się z nim. Mogłabym spróbować zwiać do łazienki, ale tam jest Ludmiła.
Zanim się oglądam, jest już za późno, na jakikolwiek plan ucieczki, bo szatyn siada naprzeciwko mnie.
– Gdzie Ludmiła? – pyta i dokładnie w tej chwili w mojej głowie pojawia się totalna pustka.
– Ludmiła? Nie wiem – oznajmiam. – To znaczy... w łazience!
Po jego spojrzeniu, wnioskuję, że mój stan go rozbawił. Fajnie, że choć jedno z nas dobrze się bawi. Jak dobrze, że na tym stole nie ma żadnych ostrych narzędzi.
– Chyba powinienem cię przeprosić za ten pocałunek. Nie wiem, jak mogłem cię pomylić z moją byłą.
– Pocałunek? Ah! Ten pocałunek! Już o nim zapomniałam. – Ciekawostka na mój temat: kiedy się denerwuję, pieprzę jak potłuczona. Kolejny powód, dla którego Ludmiła nie powinna mnie zostawiać. – Każdemu mogło się zdarzyć. Nie, żeby mnie się to często zdarzało! Ale rozumiem, bo ja i twoja była mamy podobne tyły. To znaczy włosy. Nie chodzi mi o tyłki. Nie patrzyłam na jej tyłek. Na twój też nie! Ludmiła jest super!
Zakrywam dłonią usta z nadzieją, że dzięki temu w końcu się zamknę.
Szatyn wydaje się jeszcze bardziej rozbawiony.
– Zawsze taka jesteś?
– Jaka? Głupia? Irytująca? Dziwna?
Śmieje się.
– Nie – mówi. – Urocza.
Oh, jego dołeczki rzeczywiście są zajebiste.
– Urocza? Ty też. To znaczy nie. Nie wiem, dlaczego to powiedziałam.
Ponownie się śmieje. Chyba zaczynam rozumieć, co Ludmiła w nim widzi.
Nie, wcale nie.
Ukrywam twarz w dłoniach. Chcę zniknąć.
– Ten pocałunek chyba cię nieźle zestresował, co?
Podnoszę lekko głowę, ale rękoma wciąż zakrywam usta – tak na wszelki wypadek.
Są tylko dwie opcje – prawda i albo kłamstwo. A jak widać na załączonym obrazku, kłamanie zdecydowanie nie jest moją najmocniejszą stroną, dlatego też kiwam lekko głową.
– Przepraszam.
Kręcę głową.
– Jestem dziwna.
Uśmiecha się,
– Urocza – poprawia mnie.
– Urocza – powtarzam i obawiam się, że brzmię przy tym jak zakochana nastolatka. Nikt nigdy nie powiedział mi, że jestem urocza, okej?
Powrót Ludmiły sprowadza mnie na Ziemię.
– Cholera, zapomniałam o kolacji z ojcem. Już po mnie jedzie – oznajmia, prawie podbiegając do stolika z telefonem komórkowym w dłoni. – Przepraszam, ale muszę spadać.
Patrzę na nią błagalnym wzrokiem. Nie mogę zostać tutaj całkiem sama z Verdasem. Ona jednak mnie ignoruje i w ekspresowym tempie żegna się, po czym wychodzi.
– Ja też już pójdę – mówię i wstaję o wiele za szybko.
– Odprowadzę cię – proponuje, również wstając.
– Nie, mieszkam niedaleko.
To zdecydowanie nie jest dobry pomysł. Całowałam się z nim i myśli, że jestem urocza, a to cholernie złe biorąc pod uwagę to, że podoba się Ludmile. A nawet gdyby tak nie było, jest starszy i pracuje jako detektyw – mój ojciec prędzej by mnie zabił, niż pozwoliłby mi się z nim spotykać.
Boziu, czy ja naprawdę wzięłam spotykanie się z nim pod uwagę? Jestem straszna.
– Jest już późno, nie mógłbym spojrzeć na siebie w lustrze, gdybym cię teraz puścił samą – mówi stanowczo, a ja się poddaję. Wiem, że za łatwo, ale.. on ma dołeczki.

Pięć lat później...

Dopiero następnego dnia udaje mi się znaleźć i niepostrzeżenie wejść do sali, w której leży Leon. Zaraz po jak najcichszym zamknięciu drzwi, skupiam swoją uwagę na nim. Śpi, ma posiniaczoną twarz i złamaną rękę, ale jest o wiele lepiej niż się spodziewałam. Wiem, że miał operację i wciąż jest nieprzytomny. To niestety wszystkie informacje, jakie udało mi się zdobyć bez wzbudzania podejrzeń.
Okazuje się, że to był wypadek samochodowy. Przez chwilę miałam ochotę wygadać im wszystkie jego dane, ale zrezygnowałam. Z nim nigdy nic nie wiadomo – nie chcę, żeby przez brak ostrożności z mojej strony wpadł w tarapaty, dlatego postanowiłam, że będę trzymać buzię na kłódkę. Kiedy się obudzi, sam zdecyduje czy poda swoje dane.
Przysuwam krzesło do jego łóżka, po czym siadam na nim i kładę swoją dłoń na jego. Po raz pierwszy od kilku lat.
Siedzę w ciszy i przyglądam się mu, kiedy drzwi się otwierają. Szybko odskakuje od łóżka, a do pomieszczenia wchodzi Ludmiła.
– Wołałam cię na korytarzu, nie słyszałaś? – oznajmia, najwyraźniej nie dostrzegając Leona. – To nie ten gość z wypadku, bez dokumentów? Co tu robisz?
Patrzę na nią i najwyraźniej przerażenie na mojej twarzy jest bardzo widoczne, bo blondynka od razu zerka na Verdasa i tym razem go rozpoznaje.
– Powiedz, że to brat bliźniak tego skończonego idioty – mówi to spokojnym tonem, ale wiem, że w środku gotuje się ze złości.
Przygryzam wargę.
– Nie będziesz wrzeszczeć, jeśli to powiem?
– Oczywiście, że będę! – krzyczy. – Czemu nie podałaś nikomu jego danych?!
– Bo boję się, że to dla niego niebezpieczne.
– Tym lepiej! Ten dupek to pieprzony egoista! Nie wiem, jak ciężki jest jego stan, ale mam nadzieję, że z tego nie wyjdzie.
Nie złoszczę się na Leona – nie potrafię. Zrobił dla mnie zbyt wiele, żebym była na niego wściekła; żebym o coś go obwiniała. Ludmiła jednak nie widzi tego tak, jak ja, więc nadrabia złością za nas obie.
– Jesteś okropna – mówię. W końcu szatyn nie zrobił nic, co dałoby jej prawo do życzenia aż tak złych rzeczy.
– A on jest pieprzonym egoistą, ale tobie to nie przeszkadza.
Nie kłócę się o to. Wiem, że nic nie przekona jej do zmiany zdania na ten temat – tak, jak i mnie.
– Nie zbliżaj się do tej sali.
Unoszę brew.
– Nie możesz mi tego zabronić.
Umiejętność przeciwstawiania się ludziom to tylko jeden przykład z długiej listy rzeczy, które mu zawdzięczam. Nie mogę tak po prostu się od niego odwrócić.
– Jasne, że mogę! Jeśli będzie trzeba, siłą cię powstrzymam!
Już mam coś odpowiedzieć, kiedy kątem oka dostrzegam, że Verdas się przebudza. Przenoszę na niego spojrzenie. Po chwili blondynka też to zauważa i w ciszy robi to samo, co ja.
Otwiera swoje oczy i krzywi się, po czym patrzy na nas zdezorientowany.
– Kim jesteście?
Otwieram szeroko oczy i gapię się, kiedy Ludmiła postanawia zrezygnować z zachowania ciszy.
– Widzisz?! Ten dupek nawet cię nie kojarzy! Weź z niego przykład i też o nim zapomnij!
Nie odrywając wzroku od szatyna, unoszę dłoń nakazując Ludmile się przymknąć.
– Leon? – pytam cicho Verdasa.
Marszczy brwi.
– Jaki Leon?
Otwieram usta ze zdziwienia i przenoszę spojrzenie na Ferro, której mina przypomina moją.

~*~

Pierwszy fragment ma ponad 1300 słów! Fak je!!! Serio, jestem z siebie dumna, nigdy takiego długiego fragmentu nie napisałam :D. Dlatego też są tylko dwa, miałam w planach jeszcze jeden do pierwszej części, ale jak go przeniosę do 03. to łatwiej będzie się połapać w czasie :D. Btw dajcie mi znać, kiedy to będzie niezrozumiałe, bo mam przeczucie, że niedługo do tego doprowadzę XD.
Zaktualizowałam zakładkę Bohaterów, więc jeśli jesteście ciekawi, to zajrzyjcie :D.
Mam teraz ferie jesiennie, więc postaram się dodać coś jeszcze na NSR, ale nie wiem, jak mi pójdzie, dlatego jedyne, co obiecuję to to, że będę się starać ;). Trzymajcie kciuki ;D.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie :*.

Do następnego! ;)

Quinn ;* 

22.10.16

01. ~ "Leon!"



– Chcę się wyprowadzić – oznajmiam, kiedy siada do stołu, nie dając mu nawet czasu na przywitanie się.
Spogląda na mnie lekko zaskoczony.
– Gdzie?
– Gdzieś, gdzie będę mogła mieszkać sama. Wystarczy mi jeden pokój, kuchnia i łazienka – mówię, choć wiem, że to nie pieniądze byłyby problemem – to jego potrzeba kontroli nad moim życiem.
Czekam cierpliwie na jego odpowiedź, podczas gdy on zaczyna jeść swoje śniadanie i wygląda tak, jakby nie brał mnie na serio. Nie, żebym nie była przyzwyczajona do tego spojrzenia.
– Co przeszkadza ci w mieszkaniu tutaj? – pyta w końcu spokojnym tonem. 
– Ty – rzucam i dopiero po chwili zdaję sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. – Nie zrozum mnie źle. Kocham cię, tato. Ale czy nie uważasz, że jestem na tyle dorosła, żeby wyprowadzić się od taty i zacząć dorosłe życie?
– A czy ty uważasz, że jesteś na tyle dorosła, żeby pójść do pracy i zarobić na to "dorosłe życie"?
Wzruszam ramionami.
– Spadek po dziadkach.
Śmieje się tylko i kręci głową, jakbym powiedziała największą bzdurę na świecie.
– Nie pozwolę wydać ci tych pieniędzy na zachcianki – oznajmia i odsuwa swoje krzesło od stołu mimo, że jeszcze nie skończył jeść. Najwyraźniej ma silną potrzebę pokazania mi w każdy możliwy sposób, że ta dyskusja jest skończona. – Masz własną sypialnię i łazienkę. Są tutaj idealne warunki do nauki, możesz zapraszać znajomych kiedy tylko chcesz i nie musisz sprzątać, gotować ani płacić rachunków. Chcę dla mojej córki jak najlepiej – nie pozwolę jej zrezygnować z tego na rzecz małej klitki.
Zanim zdążam cokolwiek odpowiedzieć, wstaje i wychodzi z jadalni. Poszłabym za nim i dyskutowała dalej, gdyby nie to, że już to przerabialiśmy. Ojciec szybciej oddałby firmę przypadkowemu przechodniowi niż pozwoliłby mi się usamodzielnić, a tym samym wyjść spod jego kontroli.
Siedzę wkurzona i zastanawiam się nad kolejnym krokiem, kiedy w pomieszczeniu pojawia się nasza gosposia. Trzyma dzbanek z kawą i patrzy zdezorientowana na miejsce, przy którym zazwyczaj siedzi tata.
– Pan Castillo skończył już jeść? – pyta mnie. W odpowiedzi patrzę na nią tylko tak, jakby ta cała sytuacja była jej winą i odchodzę od stołu.
Opuszczam jadalnię i kieruję się do swojego pokoju.
Nie brakuje mi własnej łazienki czy spokojnego miejsca, w którym mogłabym się uczyć, a prywatności i kontroli nad własnym życiem. Mój ojciec dobrze o tym wie, ale udaje głupiego.
Mam te wszystkie rzeczy, które wymienił, ale posiadam także godzinę policyjną i kierowcę, który mówi ojcu o każdym celu mojej podróży, mimo skończenia dwudziestu jeden lat. Nie mam za to cholernej możliwości decydowania o sobie.

Popołudniu postanawiam wykorzystać potrzebę nauki, aby wyjść z domu. Pragnąc uniknąć nadzoru ojca, wymykam się i idę pieszo. Po trzydziestu minutach drogi, docieram na miejsce. 
Nad podręcznikami spędzam kolejne dwie godziny. W chwili, w której chcę zrobić sobie przerwę, czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Odwracam się, ale zanim zdążam zarejestrować jakąkolwiek osobę, czuję jej wargi na moich. Ze zdziwienia zamykam oczy i nieruchomieję, lecz po chwili mimowolnie oddaję pocałunek. Opamiętuję się jednak szybko i odrywam. Przed sobą widzę przystojnego szatyna. Jestem w zbyt wielkim szoku, aby zarejestrować cokolwiek innego niż fakt, że pierwszy raz widzę tego gościa na oczy.
Gdzie ukryta kamera?
Co dziwniejsze – on również wydaje się zaskoczony moim widokiem.
– Nie jesteś Marah – stwierdza. Ponieważ jestem w szoku i nie orientuję się, co się właściwie dzieje, w odpowiedzi kręcę tylko głową.
Krzywi się i wstaje, Dopiero teraz rejestruję fakt, że przyklęknął, aby nasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości.
– Jakby szatynka o imieniu Marah pytała, nigdy w życiu mnie nie spotkałaś – mówi lekkim tonem, po czym, jak gdyby nigdy nic, odchodzi. Wpatruję się w jego plecy wciąż zbyt zszokowana, aby zrobić cokolwiek innego.
Po chwili zza regału wychodzi kobieta, której włosy są mniej więcej takiego samego koloru i długości co moje.
– Leon, czekałam na ciebie ponad godzinę – mówi zirytowanym tonem do mężczyzny. – Następnym razem wychodzę po dziesięciu minutach.
Podchodzi do niego i całuje go, a ja dopiero wtedy zaczynam rozumieć, co się właśnie stało. Ten gość najprawdopodobniej pomylił mnie ze swoją dziewczyną. Trudno się dziwić, bo od tyłu wyglądamy prawdopodobnie identycznie, ale... Cholera, czy tylko mnie zdarzają się takie rzeczy?
Kiedy siadają zaledwie parę metrów ode mnie, jak najszybciej zabieram swoje rzeczy i ulatniam się.
Gdybym miała własne mieszkanie, nie dochodziłoby do takich sytuacji.

Pięć lat później...

Najpierw czyjeś usta muskają moje ucho, dopiero wtedy słyszę szept:
– Muszę już jechać.
Jęczę, po czym otwieram oczy i przed odwróceniem się, zerkam na zegarek stojący na stoliku nocnym.
– Jest dopiero siódma – mówię ochrypniętym głosem i odwracam się. Ubrany już Kyle siedzi po drugiej stronie łóżka.
– Przed pracą muszę pojechać do siebie, wziąć prysznic i się przebrać.
To, że mieszkamy po kompletnie dwóch różnych stronach miasta, nie ułatwia wspólnego spędzania czasu.
– Wspólne mieszkanie ułatwiłoby sprawę – zauważa.
Uśmiecham się.
– Niezła próba – stwierdzam, po czym wstaję i kieruję się do kuchni. – Widzimy się wieczorem.
Słyszę za plecami jego śmiech. Wchodzi za mną do pomieszczenia w chwili, w której zaczynam robić sobie kawę.
– Kiedyś w końcu mi się uda – oznajmia.
Nie odpowiadam na to. To nie tak, że nie chcę mieszkać z Kyle'em. Po prostu moja potrzeba mieszkania w pojedynkę jest silniejsza. Nie po to wyprowadzałam się od ojca, aby zamieszkać z chłopakiem po tak krótkim czasie.
Poza tym własne mieszkanie, to bezpieczne miejsce, do którego mogę uciec, kiedy tylko zapragnę samotności – a to potrzeba, z której łatwo nie zrezygnuję.
– Zostawiłem u ciebie może zegarek?
Przez chwilę w milczeniu zastanawiam się nad jego pytaniem, po czym kiwam głową i wychodzę do małego salonu. Podchodzę do regału z książkami i zabieram z półki zegarek, kiedy w moje oczy rzuca się małe czerwone pudełeczko ukryte za jedną powieścią. 
Wzdycham głośno i wpatruję się w nie przez chwilę. A propo potrzeby samotności. Zamykam oczy i uspokajam się, zanim Kyle zdąży zauważyć zmianę w moim nastroju.
Wracam z zegarkiem do kuchni i podaję go swojemu chłopakowi. Zabiera go, po czym całuje mnie na pożegnanie i wychodzi.
Kiedy tylko drzwi się zatrzaskują, wracam do regału i sięgam za książki, po czym wyjmuję stamtąd pudełeczko.
Tylko sprawdzę czy nikt się tu nie włamał niepostrzeżenie i nie ukradł go.
Po otwarciu stoję i wpatruję się w pierścionek przez następne kilka minut. W końcu wzdycham i przysiadam na oparciu kanapy.
– Nienawidzę cię, Verdas – mówię, ale i tak sięgam po pierścionek i wkładam go na palec. Tylko na chwilę.
Kiedy słyszę przez okno klakson samochodu, podskakuje jakbym właśnie została przyłapana na robieniu czegoś złego. Bo to właśnie robiłam – coś złego. Życie przeszłością jest złe, a ja zbyt często o tym zapominam. Odkładam pudełeczko tam, skąd je wzięłam z postanowieniem, że kiedyś w końcu się go pozbędę. Tylko jeszcze nie teraz.

– Właściwie to nie wiem, czemu wciąż trzymasz go na dystans. Jest spoko facetem – oznajmia Ludmiła, kiedy podczas przerwy siedzimy w bufecie i pijemy kawę.
– Nie trzymam go na dystans! – mówię obronnym tonem, ale kiedy unosi brew, dodaję: – Tylko trochę.
– Nie uważasz, że gdybyś z nim zamieszkała, może pokonałabyś tę blokadę? Albo chociaż zrobiła spory krok w tym kierunku.
Zdecydowanie kręcę głową.
– Prędzej wytatuuję sobie jego imię, niż zrezygnuję z mojego mieszkania.
Blondynka śmieję się i kolejne minuty spędzamy na rozmowie o niczym specjalnie ciekawym. W końcu Ferro zaczyna wyglądać na zniecierpliwioną.
– No powiedz to w końcu!
Patrzę na nią zaskoczona.
– Ale co?
Unosi brew, i wskazuje ruchem głowy na moją dłoń. Zerkam na nią i dopiero teraz rzuca mi się pierścionek. Rano musiałam zapomnieć go zdjąć. Cholera.
– To nie tak jak myślisz – mówię i szybko zdejmuję pierścionek, po czym chowam go do kieszeni lekarskiego kitla.
– Myślałaś, że nie zauważę? Jak to zrobił? Płakałaś? – zaczyna zasypywać mnie lawiną pytań, zanim ja w ogóle wymyślam, jak wytłumaczyć jej tę sytuację tak, żeby nie wyjść na wariatkę.
– To nie Kyle – oznajmiam w końcu, a ona zastyga.
– Oświadczył ci się inny facet niż Kyle? – pyta podejrzliwie.
– Raz – oznajmiam zgodnie z prawdą. Po wyrazie jej twarzy zgaduję, że nie muszę mówić nic więcej.
Ponownie spogląda na moją dłoń mimo, że nie ma tam już pierścionka. Następnie kieruję spojrzenie na moją twarz. Ma niedowierzającą minę i kręci głową.
– Błagam, powiedz, że nie... – Zanim zdążą dokończyć swoją wypowiedź, kiwam głową zawstydzona. – Dlaczego go nie wyrzuciłaś?
– Bo... nie. Znalazłam go dzisiaj przez przypadek i...
– I postanowiłaś ponosić pierścionek od swojego byłego, będąc w szczęśliwym związku z gościem, który rzeczywiście na ciebie zasługuje?
Czułam się wystarczająca źle, zanim to powiedziała.
– Nie chcę o tym rozmawiać – oznajmiam stanowczo i wstaję od stołu.
Blondynka wzdycha, ale również wstaje bez słowa i razem wychodzimy na korytarz.
– Może właśnie powinnyśmy o tym porozmawiać. Leon musi przestać być tematem tabu – mówi dokładnie w chwili, w której mijają nas lekarze z noszami. Mam zamiar ignorować ją i iść dalej, kiedy osoba na noszach przykuwa moją uwagę.
– Leon – mówię cicho.
– Tak, właśnie o nim mówię.
– Nie. Leon! – krzyczę i doganiam lekarzy, zostawiając w tyle zdezorientowaną Ludmiłę. Kiedy zbliżam się, pozbywam się wszelkich wątpliwości. To Leon. Dopiero po chwili dociera do mnie fakt, że znajdujemy się w szpitalu, a on jest nieprzytomny i poturbowany.
– Znasz go? – pyta mnie lekarz. Jestem zbyt pochłonięta przyglądaniem się szatynowi, aby oderwać wzrok i spojrzeć, kto dokładnie do mnie mówi. – Nie znaleziono przy nim żadnych dokumentów ani nawet telefonu. Jesteś w stanie go zidentyfikować?
Powoli przetrawiam jego słowa.
– Tak, ja... – przerywam nagle. Szybko uświadamiam sobie, że podanie jego prawdziwego nazwiska może mu zaszkodzić. Tym bardziej, że nie mam pojęcia, co mu się stało. Nie mogę pomóc go zidentyfikować, dopóki nie będę w stu procentach pewna, że nic mu nie grozi. Dlatego też kręcę głową. – Nie, przepraszam. Pomyliłam go z kimś.
Zmuszam się do przeniesienia wzroku na lekarza.
– Co mu jest? – pytam, ale nie otrzymuję odpowiedzi.
Zatrzymuję się i obserwuję, jak najszybciej przetransportowują go do innej części szpitala. Stoję w miejscu jeszcze długą chwilę po tym, jak znikają z pola mojego widzenia i zastanawiam się czy to aby na pewno nie jakiś popieprzony sen.

~*~

Wieje nudą, buuu ;/. 
Wracam! 
No wiem, przepraszam ;/ :D.
W końcu się spięłam i coś tutaj napisałam. Miałam trzy pomysły na opowiadanie i wspomniałam o nich w poprzedniej notce, ale parę dni temu mnie olśniło i wpadłam na to, co widzicie u góry ;D. A ponieważ miałam mega chęci, aby to napisać i zobaczyć, jak na to zareagujecie, zrobiłam to w pierwszej wolnej chwili, nawet jakoś specjalnie się nie zastanawiając.
Właśnie dlatego na blogu jest syf, rozdział może być lekko chaotyczny, a ja w sumie nie jestem w 100% pewna czy będę pisać to opowiadanie.
Ale może przybliżę Wam trochę, czym to opowiadanie będzie się różniło od innych, Wy napiszecie swoją opinię, a ja wtedy podejmę decyzję ;D.
No więc Ci co czytali IWOLOIWLWY mogą kojarzyć ten schemat - Lajonetta znała się wcześniej, ale Leon coś spierdzielił i spotykają się po latach :D. Wtedy pisałam retrospekcje i to opowiadanie było ogólnie średnio przemyślane, więc postanowiłam się zainspirować tą formą (bo fabuła będzie całkiem inna, spokojnie). Z tym, że to nie będą już retrospekcje, tylko po prostu będę pisać opowiadanie w dwóch różnych liniach czasowych. Będą to te same postacie, ale w innym czasie i z inną fabułą, więc w sumie macie dwa opowiadania w jednym :D. No i każdy rozdział będzie dzielony w taki sposób jak powyżej, a przynajmniej taki jest plan ;p.
Na razie nic nie obiecuję, ale coraz bardziej się do tego pomysłu przekonuję, więc napiszcie mi swoje opinie, a ja może jeszcze w ten weekend ogarnę zakładki, tytuł itd. Normalnie bym pisała na zapas dopóki bym się nie ujawniła, ale z ilością czasu, jaką mam teraz, to doczekalibyście się publikacji chyba dopiero w 2017 ;p.
No i wiem, że ten rozdział Wam wiele nie mówi, w sumie nic się nie dzieje, a Wy nic nie wiecie, ale dajcie znać, czy to sprawiło, że chcecie wiedzieć ;pp.
Czekam na Wasze opinie :D.

Do następnego :*

Quinn ;))

1.10.16

Wkurzam Was, wiem ;D [EDIT]



Miałam nie pisać tej notki i wziąć Was z zaskoczenia za x miesięcy, ale w sumie to się trochę boję, więc może lepiej uprzedzę ;p.

Na początku może podkreślę, że bardzo nie chciałam tego robić i naprawdę starałam się temu zapobiec, ale po pół roku stwierdzam, że się nie da. Minęło sześć miesięcy i przysięgam Wam, że w ciągu tych sześciu miesięcy cały czas myślałam o tym opowiadaniu i jeśli do tej pory nic mi nie wpadło, to już raczej nie wpadnie – sorry.

Postanowiłam, że kończę to opowiadanie.

Nie ma sensu kazać Wam czekać na nowy rozdział, kiedy wiem, że go nie napiszę – nie jestem w stanie. Chciałabym być, naprawdę. Miałam ogromne nadzieję, co do tego opowiadania aż do końca, ale nic z tego nie wyjdzie.

Osoby, które zaraz będą marudzić, że wiecznie kończę opowiadania, jak mi się znudzą i zaczynam nowe – zostawcie te gadki dla siebie, bo ja je już znam i wcale mnie do niczego nie motywują, wręcz przeciwnie. Nie lubię rezygnować z opowiadań w połowie, ale czasami muszę i tyle.

Pewnie za kolejne sześć miesięcy tego pożałuję i będę chciała wracać ;p. Btw przypomniałam sobie niedawno o GMLL i poczułam potrzebę zrobienia tego na nowo, ale dużo lepiej. Chyba jednak zduszę to w sobie, bo pisałam już OS'a, kiepskie opowiadanie i kolejne byłoby chyba cholernie nudne. Mimo, że mam potrzebę naprawienia tego :(. Pewnie dlatego, że mam duży sentyment do tego - mój pierwszy OS i pierwsze opowiadanie, które miało jakiś oryginalniejszy zarys fabuły itd. Napiszcie, co myślicie ;pp. Ale najprawdopodobniej dam sobie spokój ;/.

Co teraz? Myślałam nad nowym opowiadaniem, czyt. zaczęłam już pisać pierwszy rozdział, ale nie jestem tego do końca pewna. Chcielibyście? Czy w ogóle ktoś jeszcze tu jest tak btw? XD
Nie chcę Wam przybliżać fabuły, ale dajcie znać czy w ogóle chcecie trzecie opowiadanie, czy wolicie abym skupiła się na tych, które piszę tutaj. Daję Wam wybór: koniec, nowe opowiadanie albo remake "Udawanej narzeczonej" ;pp. Będę się kierowała Waszą opinią, więc koniecznie dajcie znać.

Przepraszam jeszcze raz x

PS
Żyję, ale nie dodaję rozdziałów na SOYH i NSR, bo mam chwilową blokadę (zwalmy na szkołę). Pracuję nad tym, zaraz idę pisać na NSR ;D.

[EDIT]
Wpadł mi do głowy jeszcze jeden pomysł i prawdopodobnie będę wybierać między tym, o którym jest mowa wyżej, a tym nowym. Jeśli Was to interesuje to będzie to OS, którego kiedyś napisałam, przerobię go być może na opowiadanie i napiszę lepiej :D. Możecie (ale mam nadzieję, że nie) pamiętać takiego OS'a, w którym Violetta była dziennikarką i chciała napisać artykuł o Leonie. Pamiętam, że nie wyszedł głównie dlatego, że był to OS i nie mogłam tego rozwinąć tak, jak chciałam (a ja nie lubię przyspieszać spraw :D), więc myślę, że tym razem to wyjdzie. Moglibyście wyrazić opinię, co do tego – bardzo by mi to pomogło :D.

Druga sprawa jest taka, że mam teraz dużo na głowie: dwa blogi, szkoła, bla bla bla, więc to opowiadanie schodzi póki co na dalszy plan. Chcę się skupić na tym, za co się zabrałam już wcześniej, a jak to ogarnę, to wróćę tutaj. Myśle (czyt. mam nadzieję), że będzie to jakoś na Święta. Chciałabym powiedzieć, że na ferie jesiennie, ale to tylko tydzień, so... :D Postaram się jednak wtedy podjąć decyzję, które opowiadanie i może spróbować sobie coś napisać, ale nie publikować ;).

Tyle, żegnam i proszę, żebyście jeszcze raz napisali, co myślicie :D.