Ważna notka pod spodem :)
Przez całe dzieciństwo mieszkałam na strzeżonym osiedlu, wśród ludzi, którzy udawali idealnych, ale tak naprawdę ich życie było jedną wielką ściemą. Potem przeniosłam się do miejsca, w którym większość ludzi nie wytrzymałaby nawet pieprzonej minuty, ale ja miałam gdzieś to, co mnie otacza.
Kolejnym miejscem zamieszkania było mieszkanie brata mojego zmarłego chłopaka. Wszystko było skomplikowane – to, co łączyło nas; to, co łączyło jego i dziewczynę jego kumpla, a nawet to, co łączyło go z jego dziewczyną.
Teraz wylądowałam z Francescą. Ona jest zazdrosna o mnie, a ja jestem zazdrosna o nią. Co nas łączy? Obie nie powinnyśmy tego odczuwać.
Ona ma chłopaka, a Leon to jego najlepszy przyjaciel.
Ja z kolei byłam dziewczyną jego brata i nigdy nie stanę się kimś więcej niż sporo młodszym dzieckiem jego sąsiadów.
Obie nie możemy go mieć, a mimo to tak bardzo tego pragniemy. Co w nim takiego jest? Głupie pytanie. Jest przystojny, miły i zabawny, a także ma pasję, ale myślę, że jego największą zaletą jest to, że każda dziewczyna czuje się przy nim bezpiecznie. Jest w nim coś, co sprawia, że kiedy jestem z nim, nie potrzebuję niczego ani nikogo więcej.
Teraz wylądowałyśmy razem podczas, gdy on i tak kocha inną kobietę.
Atmosfera w tym mieszkaniu jest z każdym dniem coraz bardziej napięta – obie przesiadujemy w swoich pokojach albo poza domem i nie nawiązujemy żadnego kontaktu poza fałszywymi uśmiechami, kiedy spotykamy się w kuchni albo przed łazienką.
Dziś postanowiłam przestać być tchórzem i po zrobieniu sobie śniadania, usiadłam przy kuchennym stole, zamiast wracać do swojej sypialni. Mimo wszystko jednak miałam nadzieję, że Fran nie zrobi tego samego. Prysła ona, kiedy Włoszka weszła do kuchni w turbanie z ręcznika na głowie i spostrzegłam miskę płatków naprzeciwko mnie.
Obie byłyśmy zbyt dumne, żeby opuścić pomieszczenie, więc teraz siedzimy w niezręcznej ciszy i jak najszybciej spożywamy swoje posiłki. Normalnie rywalki mają ten plus, że zawsze mogą udawać przed sobą, że są idealne, bez skazy. Mieszkanie razem nam to odbiera.
Ona ma na sobie turban z ręcznika i stary, wyblakły szlafrok, a ja poczochrane włosy i nieatrakcyjną pidżamę w misie.
Nagle słyszymy dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili w kuchni pojawia się Diego. W duchu oddycham z ulgą, bo w końcu znalazł się ktoś, kto rozpocznie jakąś konwersacje i przerwie to milczenie.
Z początku rozmawia z Fran na całkiem przyziemne tematy, jak pogoda albo wczorajszy dzień, a kiedy pyta o to, jak nam się mieszka, zgodnie kłamiemy, że wspaniale.
– Zapomniałbym. Miałem was zapytać, czy macie dzisiaj wieczorem jakieś plany. – Kiedy obie kręcimy głowami, kontynuuje: – W takim razie możemy się was spodziewać dzisiaj w klubie?
– Kto będzie? – pyta Francesca, udając obojętność, ale wiem, że obie chcemy zapytać o to samo. Czy będzie Leon i czy przyjdzie z Dianną?
– Ja, Lu i Fede, no i Leon.
– A Dianna? – zadaję kolejne pytanie automatycznie.
– Raczej wątpię, ostatnio ona i Leon się posprzeczali.
Taka odpowiedź od razu wzbudza nasze zainteresowanie i obie pytamy:
– O co?
Wzrusza ramionami.
– Ponoć Dianna jest zazdrosna o Violę, ale Leon twierdzi, że to głupota i zaraz jej przejdzie – oznajmia i podchodzi do lodówki.
Kiedy chowa się za drzwiczkami, prostuję plecy i posyłam Włoszce uśmiech pełen satysfakcji. Wstaję i wkładam pustą miskę do zlewu, a przechodząc obok Hernandez'a, rzucam:
– Będę na sto procent. – I wychodzę.
2:0 dla Castillo.
Nie zdziwiła mnie informacja, że Francesca również zgodziła się przyjść. Mimo wszystko się tego obawiałam, ale w praktyce wyglądało to tak, że wszyscy siedzieliśmy w boksie i rozmawialiśmy ze sobą – na szczęście Fran nawet nie miała szansy zostać z Leonem sam na sam.
Czemu tak boję się ich rozmowy? Sama nie wiem. Chyba obawiam się tego, że mogłaby nim zmanipulować; zrobić coś, co miałoby wpływ na relacje naszej dwójki.
Po około godzinie Diego i Fede wychodzą się przewietrzyć, Leon i Lu tańczą razem na parkiecie, a ja i Fran dyskretnie ich obserwujemy. Kiedy kończą, Ludmiła kieruje się do łazienki, a Verdas idzie w naszą stronę. Włoszka od razu wstaje i zatrzymuje go w połowie drogi – bez zastanowienia idę za nią.
– Moglibyśmy porozmawiać? – pyta, ale zanim on odpowiada, wychodzę zza jej pleców i obejmuję jego ramię.
– Właściwie to mam ważną sprawę do Leona – oznajmiam. – Mogłabyś chwilę poczekać?
Widzę w jej oczach, że nie spodobało się to jej. Verdas jednak odczuł ulgę, co sprawia, że jestem z siebie dumna.
– Jasne, poczekam – odpowiada i posyła mi fałszywy uśmiech.
– Możesz w tym czasie poszukać Diego – rzucam i odchodzę, ciągnąc za sobą szatyna.
Siadamy przy barze i Leon zamawia nam drinki, po czym spogląda na mnie.
– Co jest takie ważne?
Przygryzam wargę i przez chwilę zastanawiam się nad wymówką, ale potem postanawiam powiedzieć prawdę – a przynajmniej jej część.
Wzruszam ramionami.
– Nic, po prostu chciałam z tobą posiedzieć pierwsza.
Unosi brew, ale widzę, że próbuje powstrzymać uśmiech.
– Co jest z tobą i Dianną?
Wzdycha głośno, po czym kręci głową.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
Przytakuję i nic więcej nie mówię. Nie chcę, żeby poszedł porozmawiać z Fran, ale z drugiej strony, nie mam teraz pojęcia, o czym ja mam mówić.
– Dziwnie się tu z tobą czuję.
Unoszę brwi zaskoczona.
– Co? Dlaczego?
Śmieje się pod nosem, po czym odpowiada:
– Zanim wyjechałem, jedyny klub jaki znałaś to Winx Club.
Również się śmieję, ale po chwili uświadamiam sobie coś.
To nie Dean ani Dianna są najgorszym problemem – to ja. Zawsze byłam tylko młodszym dzieckiem z sąsiedztwa, z którym od czasu do czasu musiał spędzać czas.
Wmawiałam sobie, że teraz jest inaczej, ale to przecież nieprawda. Każde działanie, wszystko, co dla mnie zrobił, było robione dla młodszej siostry. Danie mi pokoju; spanie ze mną, kiedy męczyły mnie koszmary; ganił mnie, kiedy narozrabiałam; chciał wysłać mnie do psychologa, który rzekomo miał mi pomóc – tak, jak mój ojciec.
Moje dłonie zaczynają się trząść. Nie chcę tego. Nie chcę być cholerną młodszą siostrą.
– Wszystko w porządku? – pyta po chwili, zauważając moją minę.
Nie odpowiadam. Podejmuję chyba najszybszą – i chyba najgorszą – decyzję w swoim życiu i... całuję go, zanim zdąży zrobić cokolwiek więcej. I czego się spodziewam? Prawdopodobnie tego, co było poprzednim razem. Zamiast tego, Verdas szybko przerywa, po czym wstaje i kręci głową, a potem odchodzi.
* * *
Kiedy o trzeciej rano słyszę swój telefon, wciąż nie śpię. Po rozmowie z Violettą, wyszedłem z klubu i wróciłem do domu. Przez pierwszą godzinę próbowałem zasnąć, ale później dałem sobie spokój, usiadłem w salonie i postanowiłem wykorzystać swoją bezsenność w pracy. Takim oto sposobem jest trzecia w nocy, a ja zamiast spać, siedzę i przerabiam zdjęcia.
Sięgam po komórkę i marszczę brwi, kiedy widzę imię Fran na ekranie. Po co miałaby do mnie dzwonić?
Nie mam ochoty z nią rozmawiać ani teraz, ani w najbliższym czasie, ale mimo to odbieram.
– Halo?
– Violetta jest z tobą?
Krzywię się. Co to za głupie pytanie?
– Co? Czemu? Nie.
Następuje chwila milczenia, po czym słyszę:
– Nie wróciła jeszcze do domu z klubu. Miałam nadzieję, że jest z tobą.
Wstaję gwałtownie i kieruję się szybko do swojego pokoju, skąd biorę bluzę, którą ubieram.
– Nikt, do cholery, nie pomyślał, żeby ją odwieźć?!
– Wyszła dosłownie chwilę po tobie. Powiedziała, że źle się czuje i chce już się położyć, ale my mamy zostać w klubie.
Wzdycham głośno, po czym bez odpowiedzi, rozłączam się i uruchamiam w komórce urządzenie namierzające jej telefon. Owszem, mam taką możliwość i nie, Violetta nie ma o tym pojęcia, ale po tym, co robiła po tym, jak dowiedziała się, że Dean ją zdradzał, uznałem, że mam prawo.
Drzwi otwiera mi kobieta – ma czarne włosy z różowymi i fioletowymi pasemkami, a na twarzy ma mnóstwo kolczyków. Spod rękawa koszulki mogę dostrzec jej tatuaż. Mam nadzieję, że ona po prostu ukradła Castillo telefon, a szatynka jest w zupełnie innym miejscu.
– Jesteś znajomym Violetty? – Nadzieja prysła.
Wzdycham głośno.
– Zabieram ją stąd.
Otwiera szerzej drzwi, wpuszczając mnie do środka. Od razu czuję zapach papierosów i alkoholu. Idę za nią do małego pokoju na końcu korytarza. Tam, na starej kanapie, śpi Violetta. Bez zawahania podchodzę do niej i staram się jak najdelikatniej wziąć ją na ręcę.
– Ma szczęście, że Brody i reszta wyszli. Inaczej nie byłoby tak łatwo jej stąd zabrać.
Nie odpowiadam na to. Biorę ją na ręce i jak najszybciej opuszczam to miejsce.
Kładę ją na siedzeniu pasażera, po czym siadam za kierownicą. Po tym, co zobaczyłem, nie mam wątpliwości, co do tego, żeby nie wracać do domu. Zamiast tego jadę w przeciwną stronę. Wiem, że będzie na mnie wściekła, ale musi zrozumieć, że robię to dla jej dobra.
~*~
Po pierwsze, przepraszam, że tak długo trwało pisanie tego rozdziału, ale wszystko jest wyjaśnione w poprzedniej notce.
Po drugie, dosłownie kilka godzin temu wpadłam na pomysł, który zmieni dość dużo w opowiadaniu. Boję się, że spieprzę nim to opowiadanie, ale trudno XDD. Muszę spróbować, bo się znienawidzę. Postanowiłam tak jakby podzielić to opowiadanie na dwie części. Ten rozdział jest tak jakby zakończeniem pierwszej i rozpoczęciem drugiej. W czym będzie tkwić różnica? Pierwsza część opowiadania jest pisana z perspektywy Violetty, w momencie, w którym zaczyna się perspektywa Leona, zaczyna się druga :D. Pomyślałam, że teraz Violetta będzie się mierzyć z problemami, o których ja, szczerze mówiąc, gówno wiem i nie potrafiłabym opisać tego, co będzie się działo w jej głowie. Myślę za to, że z perspektywy Leona będzie to ciekawsze i przede wszystkim lepiej napisane.
To opowiadanie oczywiście będzie się sporo różniło do tego na SOYH, bo Leon tu i Leon tam to kompletnie inne charaktery – ten tutaj jest bardziej dojrzały, odpowiedzialny, więc spokojnie, to nie będzie to samo XDDD.
Piszcie mi, co myślicie o tym pomyśle – jeśli Wam się nie spodoba, zawsze mogę z niego zrezygnować, więc nie krępujcie się :D.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie, a także życzę Wam zdrowych i wesołych świąt Bożego narodzenia i szczęśliwego nowego roku! :D
Do następnego :)
Quinn :****