Nie miałam cholernego pojęcia, co oznacza słowo "niezręczność" zanim gość, którego nie znam, ale który mnie całował i, który podoba się mojej najlepszej przyjaciółce, postanowił odprowadzić mnie do domu. Wszystkie "niezręczne" sytuacje, w jakich się do tej pory znalazłam, bledną na tle tego spaceru, podczas którego i tak nikt nic nie mówi.
Zaczynam myśleć, że lepiej by już było, gdybym wracała sama i ktoś po drodze porwał mnie dla okupu.
– Więc... długo znasz Ludmiłę? – pyta, w końcu przerywając tę cholernie niezręczną ciszę. Tylko czemu musi chcieć rozmawiać o Ludmile?
Nie, chwila. Powinniśmy rozmawiać o Ludmile. Powinnam ją wychwalać i czekać, aż zostaną parą, a potem się pobiorą, żebym musiała znosić niezręczne rozmowy do końca swojego życia.
Jak mogłam zapomnieć?
– Tak – odpowiadam, i zanim zdążam się powstrzymać, dodaję: – Ludmiła jest super. Śliczna, mądra i wolna.
Kiedy zakrywam sobie dłonią usta, kąciki jego ust unoszą się w uśmiechu. Nie, tylko się nie uśmiechaj, błagam. Jeśli znowu powie, że jestem urocza, przysięgam, że zemdleję.
– Cholernie cię stresuje ten cały pocałunek, prawda? – pyta.
Mój dom znajduje się w zasięgu wzroku, powinnam przyspieszyć, aby dotrzeć tam jak najszybciej albo powiedzieć mu, że dalszą część drogi pokonam sama.
Nie wiem, dlaczego zamiast tego zwalniam...
– Trochę – odpowiadam w końcu.
– Jeszcze raz strasznie cię przepraszam. Co powiesz na kolację, żeby ci to zrekompensować?
Otwieram szeroko oczy. Nie, to się nie dzieje naprawdę. Facet, z którym Ludmiła chce się umówić, wcale nie chce umawiać się ze mną.
Cholera.
Próbuję wymyślić wymówkę, aby nie zgodzić się, kiedy dostrzegam podjeżdżający na podjazd samochód taty. Nagle problemy sercowe Ludmiły, schodzą na dalszy plan.
– Muszę iść – rzucam i praktycznie biegnę do domu. Nie wiem, co byłoby gorsze – gdyby ojciec dowiedział się, że jestem po ciemku sama poza domem czy, że jestem po ciemku poza domem z facetem.
Dlatego też kompletnie zapominam o Leonie i skupiam się na tym, aby przejść niezauważona przez ogród i wejść do domu przez tylne drzwi, a potem zniknąć w swoim pokoju, zanim ojciec w ogóle mnie zauważy.
Jestem w jadalni, jedząc śniadanie, kiedy słyszę trzask drzwi wejściowych. Chwilę później w pomieszczeniu pojawia się Ludmiła i od razu zajmuje miejsce obok mnie, po czym zabiera jednego tosta z mojego talerza.
– I jak? – pyta, biorąc gryza.
– I jak co?
– Jak rozmowa z Leonem?!
O nie. Czy ona musiała o to pytać? Nie mogłaby po drodze tutaj spotkać innego faceta i zapomnieć o Leonie?
– Oh, świetnie.
– Mówił coś o mnie?
Co powiesz na kolację, żeby ci to zrekompensować?
– Tak, cały czas o tobie mówił.Na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
– Dziękuję, że z nim dla mnie poszłaś. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.
Chciałabym...
Pięć lat później...
Przez chwilę żadne z nas się nie rusza. Cała nasza trójka patrzy się na siebie nawzajem zdezorientowana – ja i Ludmiła dlatego, że chyba wciąż nie dotarło do nas, czemu Verdas spogląda tak na nas. On z kolei... Cóż, prawdopodobnie nie ma pojęcia, kim jesteśmy.
W tej sytuacji, nie wiem kto ma bardziej przechlapane – ja, bo spotkałam pierwszego chłopaka, jakiego pokochałam i rozwiałam swoje wątpliwości, co do tego czy w ogóle jeszcze żyje, ale okazało się, że ma amnezję i nie ma pojęcia, kim jestem, czy on, bo... nie ma pojęcia, kim jestem. Nie ma nawet pojęcia, kim sam jest, gdzie się znajduje i skąd się tu w ogóle wziął.
I to właśnie w tej chwili dociera do mnie, że nie tylko ona nie zna swojego nazwiska – nikt nie zna. Poza mną i Ludmiłą. A ja nie wiem nawet czy podanie jego danych, nie okaże się dla niego niebezpieczne.
Cóż... chyba wychodzi na to, że oboje jesteśmy w dupie.
Postanawiam jako pierwsza się ruszyć i rozwiać wszelkie wątpliwości.
– Jak masz na imię? – pytam, stając przodem do niego. Błagam, bądź w stanie odpowiedzieć.
Patrzy na mnie bez słowa, po czym odwraca wzrok i wygląda, jakby się nad tym zastanawiał. Po krótkiej chwili, jednak kręci głową i marszczy brwi.
– Nie mam cholernego pojęcia.
W tej właśnie chwili tracę całą nadzieję na to, że nie ma amnezji.
Otwieram usta, aby coś powiedzieć – cokolwiek – ale Ludmiła mnie uprzedza. Staje pomiędzy łóżkiem szatyna, a mną i mówi stanowczym tonem:
– Nie widziałeś nas. Nie było nas tutaj. Ty nie masz pojęcia, kim jesteśmy, my nie wiemy, kim jesteś ty, okej? Spróbuj nas wsypać, a ja wsypie ciebie. Wątpię, że twój pieprzony gang, sekta czy czymkolwiek się w tej chwili zajmujesz, przejmie się faktem, iż gość, który obserwuje ich od wewnątrz dla gliniarzy, nie będzie niczego pamiętał. – Podchodzi do niego bliżej, podczas gdy szatyn patrzy raz na nią, a raz na mnie. Swoją drogą nie wygląda na specjalnie przestraszonego. – W jeden dzień dowiem się, których typów na ciebie nasłać, a wtedy pozostanie ci tylko modlitwa o szybką, bezbolesną śmierć. – Odwraca się w moją stronę. – Wychodzimy.
Kiedy nie ruszam się, łapię mnie za rękę i siłą ciągnie do drzwi.
– Nie możesz mu grozić! – protestuję.
– Bo co? Aresztuje mnie? Gość nawet nie pamięta, że może to zrobić.
Dzielą nas dwa kroki od wyjścia, kiedy drzwi się otwierają i w progu pojawia się lekarz.
Widząc nas, staje i marszczy brwi.
– Ferro, Castillo? Co tu robicie?
– Pomyliłyśmy salę – odpowiada za nas obie Ludmiła. Zanim zdąża zadać następne pytanie, blondynka odwraca jego uwagę, wskazując ruchem głowy na Verdasa. – Czy on nie spał czasem?
Spojrzenie mężczyzny pada na szatyna, a Ferro wykorzystuje moment jego nieuwagi i wyciąga mnie na korytarz, po czym zamyka za nami drzwi i odwraca się do mnie.
– Ani mi się waż tu wracać.
– Ale...
– Nie, Violetta! – nie daje mi dojść do słowa. – Gość cię nie pamięta, więc uznaj to za znak, przeznaczenie, szczęśliwy traf, szansę czy cokolwiek, co tylko chcesz. Ale masz się tu nie pokazywać. Nie znasz gościa. Jak tylko zobaczę, że się tu gdzieś kręcisz, przysięgam, że go wsypię. Trzymaj się z daleka.
Nie daje mi odpowiedzieć. Odchodzi wkurzona, zostawiając mnie z Leonem Verdasem za ścianą.
Kiedy otwieram oczy, dostrzegam obserwującego mnie szatyna. Natychmiast prostuję się i zerkam na zegarek. Musiałam przysnąć, czekając aż się obudzi, ale moja drzemka najwyraźniej musiała trwać trzydzieści, góra czterdzieści pięć minut.
– Nie miałem was czasem nie widzieć na oczy? – pyta Verdas. Boże, jak dobrze jest znowu usłyszeć jego głos. – Czy teraz muszę się modlić o szybką i bezbolesną śmierć? – zadaje kolejne pytanie, ale wyczuwam w jego tonie nutę rozbawienia. Najwyraźniej nie wziął na poważnie gróźb Ludmiły, Leon z pamięcią też z pewnością by je olał.
Uśmiecham się.
– Tylko cię straszy. – Po chwili zastanowienia jednak dodaję: – Ale może lepiej, nie wspominaj jej o tym, że tu jestem.
Kąciki jego ust unoszą się, a ja rozpływam się pod wpływem jego pięknego uśmiechu. Tego uśmiechu, za którym tak bardzo tęskniłam.
– Jasne.
Wyciągam komórkę i zauważam na wyświetlaczu cztery nieodebrane połączenia od Kyle'a. Wzdycham i właśnie w tym momencie Kyle dzwoni po raz piąty.
– Cholera – przeklinam pod nosem, po czym odbieram. – Halo?
– Gdzie jesteś? Czekam w restauracji od prawie godziny.
Marszczę brwi, po czym nagle przypominam sobie o randce, na którą się dzisiaj z nim umówiłam.
– Cholera, zapomniałam, że byliśmy umówieni. Zostałam na dłużej w pracy, nie wyrwę się teraz – wyjaśniam, choć w rzeczywistości skończyłam dwie godziny temu. Trzydzieści minut spędziłam na próbach zmuszenia się do posłuchania Ludmiły, potem niecałą godzinę na siedzeniu przy Verdasie z nadzieją, że obudzi się jeszcze dzisiaj, mimo późnej godziny, a pozostały czas na drzemce.
To dopiero drugi dzień, odkąd Leon się pojawił, a ja już okłamuję mojego chłopaka i czuję się z tym strasznie, ale w tej chwili nie widzę innego wyjścia. Gdybym powiedziała mu, że skończyłam pracować, musiałabym teraz jechać na tę kolację, a mimo, że czuję się okropnie, wystawiając go, nie mogę zrezygnować z rozmowy z Verdasem.
– Cała nocka? – pyta zrezygnowanym tonem.
Przełykam ślinę.
– Tak. – To przerażające, jak dobra stałam się w okłamywaniu.
Słyszę jego westchnięcie.
– W takim razie zobaczymy się jutro.
– Strasznie cię przepraszam.
Po rozłączeniu się, spoglądam na szatyna, który obserwował mnie w trakcie całej rozmowy.
– Nie chciałbym być niegrzeczny – odzywa się – ale tak właściwie to kim jesteś i co tu robisz?
Przygryzam wargę.
– Naprawdę nic nie pamiętasz?
Kręci głową.
– Nic poza kilkoma ostatnimi godzinami – potwierdza. – A jedyne, co wiem to to, jakie mam obrażenia i, że trafiłem tutaj przez wypadek samochodowy. Bez dokumentów i nikt nie jest w stanie mnie zidentyfikować, więc nie mam pojęcia, jak mam na imię.
– Leon – mówię mu.
Unosi brew.
– Spotykaliśmy się – oznajmiam, nie zastanawiając się nad tym, czy powinnam to robić. – Jakiś czas temu. Ja jestem w stanie cię zidentyfikować.
Ze zdziwieniem podnosi się do pozycji siedzącej, krzywiąc się przy tym lekko z bólu.
– Więc czemu tego nie zrobiłaś?
– Kiedy widziałam cię ostatnim razem, musiałeś ukrywać swoją prawdziwą tożsamość. Nie mam pojęcia czy podanie twojego nazwiska jest dla ciebie bezpieczne. Miałam nadzieję, że kiedy się obudzisz, sam zadecydujesz, ale w takiej sytuacji raczej nici z tego.
Przykłada dłoń do swojej twarzy.
– Nawet nie próbuję udawać, że rozumiem o czym mówisz.
– Pracujesz w policji – mówię z nadzieją, że ta informacja pomoże. – Nie znam twojej drugiej tożsamości.
– Jak się nazywam? – pyta, wciąż trzymając dłoń na twarzy.
– Leon Verdas – odpowiadam, zanim dociera do mnie, że powinnam się zastanowić nad tym czy podawać mu tę informację. – Ale proszę, nie podawaj swoich danych lekarzom.
W końcu zabiera dłoń i patrzy na mnie.
– Jak masz na imię?
– Violetta. – Ignoruję to, jak dziwnie czuję się, podając swoje imię człowiekowi, który znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
– Violetta, nikt nie ma pojęcia, kim jestem. Moje obrażenia nie są na tyle poważne, żeby trzymać mnie tu nie wiadomo, jak długo, a po wyjściu nie mam gdzie iść. Zgaduję, że nie wiesz, gdzie mieszkałem tuż przed wypadkiem.
Kręcę głową.
– Więc co mam zrobić? – pyta, a ja nie mam pojęcia jak na to odpowiedzieć.
Przez chwilę siedzimy w ciszy, którą wykorzystuję, aby pomyśleć nad rozwiązaniem.
– Myślę, że jestem w stanie skontaktować się z twoim partnerem – mówię w końcu. – To znaczy... człowiekiem, który był twoim partnerem, kiedy jeszcze się spotykaliśmy. On na pewno wie więcej niż ja.
Przez chwilę patrzy na mnie, zastanawiając się nad tym rozwiązaniem.
– Proszę, nie podawaj im swoich danych – rzucam i odruchowo kładę swoją dłoń na jego. – Zaufaj mi.
Po kilku sekundach milczenia, kiwa głową.
– Okej.
Uśmiecham się, ale nie zabieram swojej dłoni.
Jeszcze tylko chwila...
~*~
Wiem, że pierwsze fragmenty są beznadziejne, ale lepsze pomysły mam tylko na te, które będą w dalszych rozdziałach ;p.
Mam nadzieję, że mimo to rozdział się Wam podobał i czekam na Wasze opinie ^^.
Do następnego! ;*
Quinn ;)