Najpierw widzę sylwetkę, która staje pomiędzy mną a oknem, po czym zasuwa zasłony uniemożliwiając mi wpatrywanie się w największy dom w okolicy, a dopiero potem słyszę dźwięki otaczające mnie dźwięki.
– Wpatrujesz się w ten sam punkt już kilka minut.
Przecieram oczy i wracam na Ziemię.
– Przepraszam, zamyśliłem się. Jesteś pewna, że go nie ma?
Nie muszę wypowiadać jego imienia – dobrze wie, o kim mówię.
Myślę, że zawsze dobrze wiedziała o wszystkich. Po prostu tak, jak moja matka milczała. Przemoc to nie temat, na który rozmawia śmietanka towarzyska. W ich życiach problemy są zamykane za drzwiami do ich domów. Nie rozmawia się o nich, nie dyskutuje, nie prosi o pomoc.
To dlatego znajomi moich rodziców zawsze wyglądali na nieskazitelnych, a tak naprawdę mieli w swoich życiach więcej gówna, niż normalni ludzie z tańszej okolicy.
– Tak jak mówiłam ci przez telefon – wyjechał z moim mężem w delegację. Nie wróci przez kilka najbliższych dni.
Nie przyjechałbym tutaj, gdybym nie wiedział, że go nie będzie. Nie powiem tego na głos, ale mimo wszelkich starań, po tylu latach, wciąż boję się go zobaczyć.
Gardzę ludźmi, jakimi otaczali mnie rodzice w dzieciństwie, ale tak naprawdę mamy ze sobą coś wspólnego. Przez ostatnie lata udawałem, że mój ojciec nie istnieje; że nie może w każdej chwili mnie znaleźć i wrócić do mojego nowego, "idealnego" życia.
– Co się dzieje z Violettą? – pyta, zajmując miejsce naprzeciwko mnie.
Wzruszam ramionami.
– Nic.
– Nie mówiła, że ma z tobą kontakt, a nagle ty przywozisz ją tutaj bez żadnej okazji, kiedy śpi. Nie mówi mi, że nic się nie dzieje.
Violetta wciąż śpi. Jeszcze nie wie, że ją tu przywiozłem, ale jestem pewien, że jej się to nie spodoba. Będzie wściekła za sam fakt, że przeze mnie znajduję się tutaj. Jeśli odpowiem jej matce szczerze, szatynka mnie znienawidzi jeszcze bardziej.
Poza tym, jedyną osobą, która może uświadomić swoich rodziców, że żadnych studiów nie ma – jest właśnie ona. Nie ułatwię jej tego, nie zrobię tego za nią.
Dlatego zmuszony jestem ciągnąć to kłamstwo.
– Miała ostatnio ciężko na studiach. Jest bardzo zestresowana i zmęczona, pomyślałem, że przydałby się jej odpoczynek i przywiozłem ją tutaj.
Widzę w jej oczach, że mi nie wierzy, chce zadać milion pytań. Ale na szczęście – albo i nie – w drzwiach kuchni pojawia się Violetta.
Jej włosy są potargane po śnie, a wczorajsze ciuchy, na które narzuciła szarą bluzę, pogniecione, ale zmyła rozmazany makijaż.
Stoi przez chwilę w progu i bez słowa rozgląda się po pomieszczeniu. Ja wpatruję się w nią, czekając aż coś powie, a kiedy jej matka to zauważa, odwraca się w stronę drzwi.
– Violu, wstałaś – zauważa i podnosi się z krzesła. – Chcesz coś zjeść? Czegoś się napić?
Spojrzenie szatynki ląduje na mnie i widzę, jak do jej oczu napływają łzy. Jest rozczarowana, smutna i wściekła jednocześnie, zraniona tym, że ją zdradziłem.
Nic nie mówiąc odwraca się i znika, a po chwili możemy usłyszeć, jak wbiega po schodach.
– Violu!
– Pójdę do niej – rzucam i szybkim krokiem idę w stronę jej pokoju.
Wiedziała, że pójdę za nią – dlatego zostawiła uchylone drzwi, a kiedy znalazłem się w środku, stała już przygotowana na moje wejście.
Teraz łzy swobodnie spływają po jej policzkach, a ona nawet nie próbuje ich powstrzymać.
– Dlaczego mi to zrobiłeś?
Chcę do niej podejść; powiedzieć, że to wszystko dla jej dobra, ale kiedy stawiam krok, ona się cofa. Widzę, że z każdą sekundą tracę jej zaufanie i nie wiem, co robić.
– Zrobiłem to dla twojego dobra.
Kręci tylko głową, po czym mnie wymija i wybiega z pokoju.
Wzdycham. To będzie o wiele trudniejsze niż mi się wcześniej wydawało.
– To było pierwsze miejsce, jakie przyszło mi do głowy, kiedy myślałem, gdzie mogłaś pójść – oznajmiam, idąc pomostem w jej stronę. Siedzi na samym końcu, a moczy swoje stopy w jeziorze za domem moich rodziców. – Ale wtedy stwierdziłem, że to byłoby za łatwe, więc spędziłem dwie godziny, szukając cię w innych miejscach w okolicy, zanim przyszedłem tutaj.
Siadam obok niej, ale ona nie odwraca się w moją stronę ani nic nie mówi. Wpatruje się tylko w zachodzące słońce.
Odzywa się dopiero po kilku minutach.
– Ciekawe czy oni też mieli takie miejsce – mówi, a kiedy marszczę brwi, dodaje: – Często przychodziliśmy tutaj z Dean'em. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a czasem po prostu siedzieliśmy w ciszy. Ciekawe czy on i Chloe też mieli takie miejsce. – Śmieje się pod nosem. – Pewnie mnóstwo. Musieli mieć w końcu dobre kryjówki, o których nikt nie wiedział.
– Violetta...
– Dzieci znajomych naszych rodziców zawsze mieli na sobie drogie koszule i sukienki, jedli w drogich restauracjach ze swoimi rodzicami i chodzili na różne przyjęcia, w pewnym momencie ja też zaczęłam tak robić. Zawsze przestrzegałam zasad i starałam się być idealną córką. A ty byłeś inny. Chodziłeś w zwykłych dżinsach i bluzach, a wolny czas spędzałeś na domówkach, pijąc tanie piwo z czerwonych, plastikowych kubków. Buntowałeś się. Kiedy Dean i ja dojrzeliśmy, zazdrościliśmy ci. Myślę, że on chciał być taki jak ty. Ale był zbyt wielkim tchórzem, dlatego ukrywał to przed rodzicami. – Spogląda na mnie. – Nie wyjechałby. W końcu zerwałby z Chloe, a w przyszłości wziąłby ze mną ślub, bo bał się wizji życia bez tatusia, który za wszystko zapłaci, wszystko załatwi. Był tchórzem.
Nie odpowiadam jej. Wiem, że ma rację. Odkąd wyjechałem mój kontakt z nim ograniczał się do rozmów na chacie, ale wiem, jaki był. Od zawsze miał być tym idealnym synem, tym lepszym ode mnie. I taki był.
– Ja tego nie chcę – dodaje po chwili ciszy. Patrzy mi w oczy. – Nie chcę skończyć, jak on. Nie chcę być, jak moja matka. Nie chcę być tchórzem, który nie ma odwagi powiedzieć ojcu, co tak naprawdę dzieje się w moim życiu. Dlaczego ja nie potrafię łamać zasad?
Przez chwilę nie odpowiadam na jej pytanie. Zastanawiam się, co powinienem powiedzieć.
– Mój ojciec chciał mieć syna, który pierw będzie wzorowym uczniem w szkole, potem wzorowym pracownikiem w jego firmie, a na końcu wzorowym następcą – odzywam się w końcu, wracając wzrokiem do zachodu słońca. – Ja kiepsko uczyłem się w szkole i nie interesowało mnie chodzenie w drogich garniturach, branie udziału w przyjęciach charytatywnych, mieszkanie w penthouse'ie i jeżdżenie drogimi autami. – Wzruszam ramionami. – Więc zapragnął lepszego syna i udało się. Ja po prostu nie pasowałem do tej rodziny.
W ciszy trawi moje słowa. Nigdy wcześniej nie wypowiedziałem tego na głos. Zawsze gdzieś podświadomie to wiedziałem, ale teraz, kiedy w końcu przyznałem to na głos, czuję się... lepiej.
Nigdy nie byłem do nich podobny i nawet nie chciałem być. Wręcz przeciwnie – zawsze czułem potrzebę, żeby to pokazywać.
– Myślę, że jesteś lepszy od nich – stwierdza szatynka. – I teraz jeszcze bardziej ci zazdroszczę. Dlaczego ja nie potrafię się od nich uwolnić.
Po chwili namysłu, mówię:
– Możesz. Zacznij może od powiedzenia rodzicom, że nie ma żadnych studiów. A potem możesz zrobić, co chcesz. Jesteś dorosła, nie mogą cię tu trzymać na siłę. Tylko ty się ograniczasz.
Wpatruję się przed siebie, zastanawiając się nad moimi słowami. Po chwili kiwa głową i na jej twarzy pojawia się uśmiech.
– Nigdy nie kąpaliśmy się w tym jeziorze, bo Dean twierdził, że woda jest brudna. W końcu to nie basen.
Spoglądam na nią, a ona pozbywa się swoich ciuchów i zostaje w samej bieliźnie.
– Jest jakieś dziesięć stopni – zauważam.
Nie robi sobie nic z moich słów i po chwili wskakuje do wody. Siedzę na pomoście i śmieję się z niej, kiedy odwraca się w moją stronę.
– Czyżbyś bał się przeziębienia?
– Jesteś cholernie dziecinna.
Płynie stylem grzbietowym i droczy się ze mną, machając nogami tak mocno, żeby mnie ochlapać.
Przez chwilę ją obserwuję, po czym w końcu do niej dołączam. Śmieję się i próbuje wciąż próbuje mnie ochlapać, ale ja nurkuję i łapię pod wodą jej nogi. Trzymam je i wypływam na powierzchnię przez co trudno złapać jej równowagę. Łapię się za moje ramiona i wtedy widzę w jej oczach szczęście.
Nawet jeśli będzie trwało to tylko chwilę to jest w pełni szczęśliwa, zadowolona. Chyba pierwszy raz odkąd ją znalazłem i przywiozłem do swojego mieszkania, z powrotem włączając ją do swojego życia.
I ten widok mnie urzeka. Na tyle, że lekko się pochylam i muskam jej wargi swoimi, a po chwili pogłębiam pocałunek. Puszczam jej nogi, a ona oplata je wokół moich bioder, a ręcę wplata w moje włosy.
Po prostu ją całuję, nie myśląc o niczym innym.
~*~
Co z tego, że piszę ciągle i piszę i piszę, kiedy mam trzy blogi i wychodzi na to, że i tak na każdego dodaję jeden rozdział na miesiąc. Wiem, że sama się w to wpakowałam XDDD. W każdym razie tych, co czytają tylko jednego zapraszam na dwa pozostałe ;p.
Co myślicie o perspektywie Leona? :D Szczerze mówiąc trochę się cykałam, ale wczoraj wieczorem zaczęłam pisać ten rozdział i tak mi się go dobrze pisało, że dzisiaj go tylko skończyłam i bez przerw zajęło mi to dość mało czasu.
Btw dodałabym go pewnie w sobotę, ale piątek miałam b. ciężkii skończył się tak, że wylądowałam po raz drugi w życiu u psychologa szkolnego (pierwszy raz, kiedy ukradli mi telefon i policja mnei tam przesłuchiwała parę lat temu XD) i w sumie nic mi on nie pomógł, więc wczoraj próbowałam się ogarnąć XDDDD. No i miałam dłużej przerwę świąteczną, więc nie będę miała ferii zimowych, co oznacza, że rozdziały będą się pojawiać jeszcze rzadziej, bo do wiosny muszę zapieprzać w sql. Buuuuuu.
Cóż, mam nadzieję, ze rozdział się Wam spodobał i czekam na Wasze opinie ;***
Do następnego! :D
Quinn ;*